Taśmy wstydu
<html />
„Przeżyłem kilku naczelników, burmistrzów, przeżyję i Cholewę” – tych kilka słów, jeśli wierzyć szczerości wypowiedzi podczas pewnej wymiany zdań w gabinecie burmistrza Bochni – zakończyło blisko 30-letnią karierę dyrektora szkoły podstawowej nr 4 w Bochni, Czesława Wojnara.
16 października, na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, C. Wojnar rozdał przybyłym dziennikarzom kopie nagrania rozmowy, którą odbył 14 marca w Urzędzie Miejskim, w cztery oczy, z burmistrzem Cholewą. Rozmowa dotyczyła zakończenia pracy przez tego pierwszego. Ale tu nie chodziło o jakieś zgodne z kodeksem pracy czy przepisami emerytalno-rentowymi przeniesienie na inne stanowisko lub odejście na emeryturę – burmistrz chciał na dyrektorze wymusić dymisję, a że dyrektor przeczuwał chyba pismo nosem, wezwany do urzędu wziął ze sobą bezstronnego choć anonimowego świadka czyli magnetofon.
Przyznam szczerze, że przed przystąpieniem do napisania tego tekstu targały mną wątpliwości czy wypada jako źródło wykorzystać czyjeś słowa, nagrane bez jego wiedzy. Bo to jednak nie do końca fair. Ale gdy po tzw. aferze taśmowej gdzie, jak to ktoś celnie ujął, Joanną d’Arc polskiej demokracji stała się p. Beger, a jej wyczyn urósł do rangi heroizmu i wzoru cnót wszelkich doszedłem do wniosku, że ukryta kamera czy dyktafon stały się normą w działalności publicznej i chyba nie ma nic złego w tym, aby ujawnić, co takiego tego feralnego dnia powiedziało sobie dwóch panów podczas niespełna 30. minutowej rozmowy, tym bardziej, że kopie nagrania od dawna krążą po Internecie. Myślę też, że tak naprawdę najcenniejszą rzeczą, jaką ujawnia owa „taśma prawdy” jest ukazanie sposobu myślenia burmistrza, jego mentalności, pokazuje go takim, jaki naprawdę jest – bez całej tej propagandowej otoczki, którą tworzą wokół niego dyspozycyjne media; nie podczas oficjalnych, napuszonych patetyzmem wystąpień, ale w trakcie brutalnie szczerej rozmowy, gdzie wszelkie konwenanse idą na bok. Taka jest władza w Bochni, takim jest naprawdę obecny burmistrz.
„O nim bardzo dobrze albo w ogóle...”
- Taką najczęściej zasadę stosuje się wobec zmarłych, ale okazuje się, że nie tylko. Otóż urzędujący jeszcze burmistrz stawia zarzut nielojalności wobec swego podwładnego i jako argumentu używa zarzutu, że ten źle się o nim wyrażał.
Oddajmy wreszcie głos głównym bohaterom tej tragifarsy:
„Wojciech Cholewa: Czesiu, ja nie będę owijał w bawełnę – chcę, żebyś odszedł. Od sierpnia.
Czesław Wojnar: No, a dlaczego?
W.Ch.: No, bo chcę, żebyś odszedł. Bo nie zachowujesz się fair wobec mnie.
C.W.: To znaczy w którym momencie?
W.Ch.: No, w momencie takim, że od kilkunastu miesięcy – nie od kilku, tylko kilkunastu różni ludzie w różny sposób się kontaktujący z Tobą mówili, jakie są opinie Twoje na mój temat.
C.W.: Nie wyrażałem żadnych opinii do żadnych ludzi. Chyba, że zestawimy tych ludzi...
W.Ch.: Czesiu, ja nie będę konfrontował z tymi ludźmi...
C.W.:... czy moje działania w pracy są niewłaściwe?
W.Ch.: Też.
C.W.: Jakie?
W.Ch.: Ostatnie sprawozdanie – myślę, że to jest jasne...
C.W.: Które sprawozdanie?
W.Ch.: To z kontroli – będzie jasno i wyraźnie powiedziane, jakie mogą być zarzuty pod tym względem
C.W.: Nie dostałem żadnego, dostałem pierwsze...
W.Ch.: Chcę jasno Ci powiedzieć: nie chcę Ci szkodzić, bo masz 30 lat pracy. Chcę, żebyśmy jasno i po męsku załatwili tą sprawę. Żebyś to Ty był tym inicjatorem...
C.W.: Nie będę.
W.Ch.: Jeśli nie będziesz, to jak uważasz, że nic nie robisz takiego złego...
C.W. Nie, nic nie robię takiego złego, nic nie zrobiłem, nie naraziłem urzędu miasta ani miasta na...
W.Ch.: Czesiu, ja rozmawiam z Tobą szczerze, Ty nie byłeś do końca szczery, bo mówiłeś w gronie ludzi – i to nie jeden człowiek, tylko kilkunastu, którzy przyszli i powiedzieli wręcz: „Cholewa? Nie tylu naczelników, burmistrzów przeżyłem, Cholewę też przeżyję.”
C.W. Nic takiego... teraz tak, pytanie takie: czy my rozmawiamy prywatnie czy służbowo?
W.Ch.: Prywatnie.
C.W.: To powiem prywatnie, po raz ostatni prywatnie, bo uważam – prywatnie Ci to powiem – po raz ostatni zwrócę się do Ciebie „Wojtku”: byłem lojalny, do bólu. W kampanii dałem z siebie wszystko, nawet więcej niż wszystko...
W.Ch.: Czesiu, do kampanii... ja, już nic...
C.W.:... zaraz po kampanii „zaczęliście mi wybierać”. Zaczął Stasiu...
W.Ch.: Ja Ci nie wybierałem, absolutnie.
C.W.: I jeszcze jedno – jak mam coś... kilka razy byłem w tym pokoju, prawda? - z panią Niszczotową, z takimi i innymi pretensjami. Znany jestem w mieście – no, popatrz mi w oczy! – znany jestem w mieście, że jak komuś mam powiedzieć: „Pier...” - i tu będą kropki – to mu mówię.
W.Ch.: Tak ja myślałem.
C.W.: ...I tak jest. Jeżeli masz takich przyjaciół, którzy tak próbują... dostanę protokół, odniosę się do niego również na piśmie... ja po prostu kozła ofiarnego z siebie zrobić nie dam!
I jeszcze jedno Ci powiem: gdybyś mi powiedział: „Słuchaj Czesiek, trzeba tą szkołę obstawić przed końcem wyborów” - zrozumiałbym. Myśmy negocjowali na ten temat. Ale mówić mi, że ja nie byłem lojalny w stosunku do Ciebie...
W.Ch.: Nie byłeś. I Ty najlepiej o tym wiesz.
C.W.: Dlatego Ci tak do bólu, do bólu..
W.Ch.: A ja Ci mówię, że nie byłeś i ja to wiem sto procent. Czesiu, ja wiem to sto procent, Ty sobie rozważ to, rozważ sobie to w swoim sumieniu. Natomiast nie chciałbym...
C.W.: Wracając do protokołu i do tych spraw: wszystko, co było robione z salą, było robione w konsultacji i za wiedzą p. Rachfalik.
W.Ch.: A to nie interesuje, to co Ewa robi. Ewa jest dorosła.
C.W. Wszystkie sprawy, począwszy od początku do końca, w pierwszych dwu latach były ustalane tutaj. Pamiętasz? - wysokość stawki...
W.Ch.: Czesiu...
C.W. Sprawa następna – ja poszedłem na urlop, a w tym samym czasie przysłano mi dwie naraz kontrole. Dwie różne kontrole.
W.Ch.: Nie, nie, to jest jeden wydział.
C.W. Wydział może być nawet ten sam, ale dwie różne kontrole.
W.Ch. Czesiu, kontrola mogła być kompleksowa i...
Cz. W.: Ja się nie boję. Nawet prokuratora.
W.Ch.: Ale tu nie chodzi o prokuratora, kochany, kochany...
C.W.: To o co?
W.Ch. Ja Cię nie chcę straszyć. Chciałem tylko powiedzieć jasno: dostałem sygnały o Twoim zachowaniu takim, a nie innym i uważam, że to jest niestosowne.
C.W. Ja dwie kadencje do tyłu panu Wojciechowskiemu na sesji powiedziałam, że się z nim nie zgadzam...
W.Ch.: Nie, tu się może nie zgadzać.. takie teksty... ja Ci powiedziałem wprost...
C.W.: No, ale niech jeden człowiek usiądzie tu, choć jeden!
W.Ch.: Gdyby to mówił to jeden człowiek...
C.W.: No to niech siadzie tu
W.Ch.: Gdyby to mówił jeden człowiek to by nie było problemu. Nie chcę Cię po prostu konfliktować z następnymi osobami. Wystarczy, że masz konflikt w tej chwili ze mną.”
Ostatnie zdanie W. Cholewy bardzo wiele wyjaśnia. Nie działalność merytoryczna dyrektora Wojnara spowodowała jego kłopoty, ale konflikt z burmistrzem. Nieważne było, jakim był administratorem szkoły, ale jak się wyrażał o swoim pryncypale. Zatem w bocheńskim samorządzie jest tak, że albo wychwala się władze albo idzie w odstawkę. Zatrważające? Nie, prawdziwe. Co prawda, w kontekście rozmowy przewija się sprawa jakichś kontroli i ich wyników, które mogły być niekorzystne dla dyrektora, jak się jednak okazało Regionalna Izba Obrachunkowa umorzyła postępowanie w sprawie naruszenia przez niego dyscypliny finansowej, wszczęte po zawiadomieniu, dokonanym przez burmistrza na podstawie tychże kontroli. Okazuje się, że dyrektorowi można zarzucić narażenie finansów szkoły na uszczerbek w wysokości... 50 zł. Zaiste, koronny „argument” w kwestii jego zwolnienia.
A u nas, panie na folwarku byczo jest...
Czy to już wszystko? Czy „taśma prawdy” nie zawiera jeszcze innych, skrzętnie ukrywanych przed opinią publiczną tajemnic, sekretów tej władzy? Czy nie mówi czegoś więcej, na przykład jakie mechanizmy nią rządzą? Proponuje lekturę kolejnego fragmentu rozmowy:
„Czesław Wojnar: Proszę jeszcze wziąć pod uwagę to, że jeszcze, jak do tej pory, jesteśmy wspólnie w tym samym stowarzyszeniu. To też zobowiązuje do wzajemnej lojalności.
Wojciech Cholewa: A tutaj pan dyrektor chyba kpi ze mnie.
C.W.: Nie, dlaczego?
W.Ch.: Bo sam prezes tego stowarzyszenia robi taką szopkę, że się w głowie nie mieści.
C.W.: To jest już polityka, mnie nie bawi...
W.Ch. To jak to, to jesteśmy w stowarzyszeniu czy nie, no? Jesteśmy.
C.W. Ja, jeżeli będę miał coś, panie burmistrzu, na stowarzyszeniu do Pana, to Panu powiem na zebraniu. Jeżeli będziemy tam razem.
W.Ch.: Też się z nim skontaktujesz. Jesteśmy w jednym stowarzyszeniu, jest turniej piłki nożnej. Czy ja dostałem informacje, że ten turniej się odbywał u nas w szkole? Przepraszam bardzo, Czesiu?
C.W. Było kilka innych imprez... kiedy ostatni raz był pan burmistrz u nas w szkole?
W.Ch.: W tamtą sobotę.
C.W.: Aha, to było w liceum, sala liceum, na imprezie Ochronki.
W.Ch. Ale czy dostałem informację?
C.W.: ...notabene, czy pan burmistrz wie, co jest po imprezie Ochronki?
W.Ch.: Nie wiem, tam jest dyrekcja, co mnie to obchodzi?
C.W.: Nie, nie ja rozmawiam, bo to pani dyrektor Rachfalik.
W.Ch.: No, to ona musi rozmawiać.
C.W.: Już rozmawiała – jest zdewastowana sala.
W.Ch.: To mnie nie interesuje: jest jedna dyrekcja, druga dyrekcja, niech oni sobie rozmawiają.
C.W. : Może to się nie podoba niektórym osobom, że ja pilnuję, dbam?
W.Ch.: Nie, dyrektorze...
C.W.:... że wręcz jak pies ogrodnika?
W.Ch.: Zauważył Pan, że była impreza pod tytułem „Puchar Ziemi Bocheńskiej”
C.W.: O zasięgu powiatowym. Nie było ani burmistrza ani starosty. Był to puchar prezesa „Ziemi Bocheńskiej-Razem”
W.Ch.: Kto mnie o niej poinformował? – bo w tamtym roku byłem. A kto mnie poinformował, że taki turniej się toczy?
C.W.: No, nikt, to prawda. Mój błąd. Przepraszam.
W.Ch:. To jest lojalność czy to jest co?
C.W.: Nie, to jest po prostu...
W.Ch.: To dlaczego nie zapomniał Pan poinformować, przecież to Pan organizował ten turniej, nie pan...(nieczytelne)?
C.W.: Nie, nie ja organizowałem... podokręg piłki nożnej i on był głównym organizatorem. Ja dawałam salę.
W.Ch. Szkoła również. Pan Lysy przyszedł, pan prezes przyszedł do wręczenia pucharów...
C.W.:... a pana Lysego poprosił pan Biernat, bo tak to by nie było nikogo.
W.Ch.: Czesiu! Mam swoje zdanie, powiedziałem je, osobiście chciałem Ci to powiedzieć tu razem...
C.W.: Jeżeli pan burmistrz będzie uważał, że ma podstawy do odwołania mnie ze stanowiska, to mnie Pan odwoła.”
Ktoś, kto zna obecnego burmistrza tylko z oficjalnych wypowiedzi, drukowanych wywiadów musi chyba przecierać oczy ze zdumienia – jakieś urojone pretensje, zarzuty, że ktoś wręczał, a ktoś nie wręczał pucharu... czy tak wygląda władza „od kuchni”? Czy najważniejsza osoba w mieście na co dzień zajmuje się aż tak „strategicznymi” sprawami? Czy przypadkiem nie dlatego Bochnia wlecze się w ogonie miast, w których powstają nowe miejsca pracy, bo panowie w urzędzie miasta zajmują się dawaniem wyrazu swoich chorych ambicyjek – kto przed kim jest ważniejszy i więcej znaczy? Myślę, że w tym tkwi siła nagrania, dokonania przez byłego już (został zwolniony z datą 14 października) dyrektora jednej z bocheńskich podstawówek. Prokuratura nie podzieliła jego zdania, że burmistrz w tej rozmowie dopuścił się mobbingu. Nie będę rozpatrywać, czy prokuratorzy postąpili słusznie, nie jestem w tym fachowcem. Ale to nagranie obnażyło do końca kulisy sprawowania władzy w Bochni przez ostatnie 4, a być może 8 lat. Może nie ma na nim dowodów czyichś przestępstw, pozostaje tylko głęboki wstyd. Jest takie powiedzenie, że ma się taką władzę, na jaką się zasługuje. Czy aby jest ono aktualne w Bochni? Czy naprawdę nie zasługujemy na więcej?
Ireneusz Sobas
Nr 18 (listopad) 2006 r.