125 lat orkiestry Górniczej w Bochni
Nowy kapelmistrz, stare instrumenty
„Życzyłbym sobie, by dojść do takiego poziomu, abym mógł sobie powiedzieć, że spełniły się moje marzenia. By podniósł się poziom wykonywanych utworów i by ludzie się przekonali, ze orkiestra dęta może grać wszystko, od muzyki rozrywkowej poprzez jazz do klasyki, nie zaś wyłącznie – jak sądzi większość – marsze i poleczki”. O ambitnych planach na przyszłość, ale i o problemach związanych z prowadzeniem górniczej orkiestry dętej przy Kopalni Soli w Bochni z jej kapelmistrzem, panem Piotrem Seremakiem rozmawia Paweł Wieciech i Wojciech Tobiasz.
Jak długo jest Pan kapelmistrzem Orkiestry Górniczej Kopalni Soli w Bochni i jak to się stało, że Pan nim został?
Kapelmistrzem jestem od sześciu lat. Wcześniej prowadziłem amatorską orkiestrę w Okulicach. Akurat tak się złożyło, że dziewczyna, która grała w orkiestrze, a właściwie jej ojciec zapytał, czy nie spróbowałbym poprowadzić orkiestry w Bochni? Po rozmowach z burmistrzem i dyrektorem kopalni podjąłem się tego zadania. Prowadzę orkiestrę od niedawna, bo od lutego tego roku.
Ilu osób obecnie liczy orkiestra?
Orkiestra, jak mówiłem, jest prowadzona przeze mnie od niedawna i niemal wszystko trzeba było zacząć wszystko od początku. Wiązało się to z pewnymi przegrupowaniami: niektórzy członkowie zespołu odeszli, na ich miejsce przyszli nowi. Kiedy przejmowałem orkiestrę ta liczyła 14 osób, obecnie mam do dyspozycji 36 muzyków..
Kto może zostać członkiem orkiestry? Czy nie ma problemu z naborem nowych muzyków?
Każdy, kto umie grać, chociaż jest pewien problem z naborem, polegający na tym, że większość chętnych do gry w orkiestrze chciałaby grac na perkusji, gitarze czy keyboardzie bądź też na saksofonie czy flecie – i to jest bardzo dobrze, bo w niedalekiej przyszłości będę zakładał rozrywkowo – bigbandowe, więc oni zdecydowanie znajda u mnie miejsce. W tej chwili jednak poszukuję głównie chętnych do gry na puzonie, waltorni, tubie czy sakhornie. To są instrumenty mniej popularne więc nie mają tylu entuzjastów co te wspomniane na początku, a wbrew pozorom są to instrumenty bardzo atrakcyjne i chciałbym zachęcić młodzież, by na nich grała.
Czy współpracuje Pan na co dzień ze Szkołą Muzyczną, aby wyławiać w ten sposób nowe talenty?
Obecnie dopiero zaczynamy tę współpracę i wiele sobie po niej obiecuję. Prawdopodobnie będę tu mógł liczyć na wsparcie ze strony nauczycieli Szkoły Muzycznej w zakresie kształcenia do gry, no i oczywiście liczę na pozyskanie młodych ludzi do współpracy. Tak, jak powiedziałem potrzebuję ludzi, którzy grają na mniej popularnych rodzajach instrumentów. Zresztą nie chodzi tylko o zespół, który prowadzę, wiem ze również inne orkiestry w regionie mają ten sam problem.
W Bochni da się znaleźć takie osoby?
Oczywiście, skoro w Okulicach i w innych małych miejscowościach można było stworzyć ponad 40-osobową orkiestrę, to tym bardziej jest to możliwe w takim mieście, jak Bochnia.
A czy członkowie orkiestry są wyłącznie pracownikami Kopalni? Jeśli tak, to czy swoją działalność pełnią poza godzinami pracy, czy w ramach obowiązków zawodowych?
Pracowników Kopalni wśród członków orkiestry jest tylko pięciu. Natomiast pozostali to osoby uczące się: gimnazjaliści, uczniowie szkół średnich i studenci. Nie zawsze zajmują się profesją muzyczną, czasami kształcą się w innych dziedzinach. Choć są też i tacy, którzy robią obecnie średnią szkołę muzyczną. Reszta osób, oczywiście, została przyjęta po przesłuchaniach.
Załóżmy, że ktoś nigdy nie grał na danym instrumencie. Czy istnieje możliwość, że taka osoba, przy Pana pomocy uczy się od podstaw, by później grac w orkiestrze?
Tak, jest to możliwe. Prowadzę taką naukę. Oczywiście, nie mogę powiedzieć, że gram na wszystkich instrumentach, ale na kilku gram dobrze, na poziomie gwarantującym wyuczenie innych. Mam już doświadczenie w takim szkoleniu, z którego wynika, że to sprawa indywidualna. Zdarzały się przypadki, że wystarczyło pół roku i już ktoś mógł z powodzeniem dołączyć do orkiestry, ale czasem takie przeszkolenie trwa dłużej, nawet dwa lata. Tu muszę zaznaczyć, że takie przyuczenie odbywa się tylko pod kątem przygotowania do gry w orkiestrze. Chodzi głównie o ładny dźwięk, artykulację, dynamikę, bo to są rzeczy dla mnie ważne, natomiast takie kwestie jak zasady harmonii czy jeszcze bardziej historia muzyki są tutaj drugorzędne. To domena szkół muzycznych, ja natomiast nieco inaczej definiuję swój cel: chce nauczać tylko tego, co niezbędne do gry w orkiestrze.
Czy łatwo jest prowadzić taką orkiestrę, jak ta? Czy łatwo jest to ogarnąć ze strony organizacyjnej?
Trzeba to lubić. To jest taki lekki fanatyzm. No, oczywiście dobrze jest mieć jakieś talenty organizatorskie czy menażerskie, bo to jest jednak kilkadziesiąt i trzeba to wszystko ogarnąć, ale jakoś sobie radzę. A jeśli chodzi o stronę czysto muzyczną to wiadomo, że muzykę można różnie interpretować, utwór może być zagrany wesoło albo smutnie itd., wszystko zależy od wyobraźni. I tutaj jestem takim małym dyktatorem, ale oczywiście z ludzką twarzą. W zasadzie wyłącznie ja decyduję o tym, jak dany utwór będzie interpretowany, a pozostali musza się na to godzić. Tak więc jeśli chodzi o aranżacje utworów, to decyzja zależy tylko do mnie. Po próbie oczywiście możemy porozmawiać, co się nie podoba i wtedy wyjaśniam, dlaczego robię to tak, a nie inaczej.
Jak często i gdzie odbywają się próby?
Ćwiczymy na terenie byłej jednostki wojskowej, w budynku, w którym kiedyś był Klub Żołnierza. Tam mamy swoje lokum. Próbę na razie mamy tylko jeden raz w tygodniu, a dodatkowo dwie próby przygotowawcze (we wtorki i czwartki) dla osób, które dopiero zaczynają z nami współpracować.
A czy są próby, które pozwalają Wam ćwiczyć koordynację ruchów i granie w marszu, bo przecież orkiestra górnicza bardzo często występuje maszerując i grając jednocześnie? Czy ćwiczycie podzielność uwagi?
Tak, oczywiście ćwiczymy takie rzeczy. Zresztą to jest głównie sprawa tamburmajora, który właśnie zajmuje się sprawami musztry paradnej i wymachuje buławą. Jego zadaniem jest pokazywanie, w którym momencie należy zacząć grać, gdzie i w którą stronę pójść, ogólnie jak przemarsze powinien. Tamburmajor pełni te obowiązki idąc przed orkiestrą. Natomiast rola kapelmistrr4za jest chodzenie z boku, zwykle z prawej strony tamburmajora i zajmowanie się stroną muzyczną. Dawniej taki podział był w zasadzie normą, ale dzisiaj te dwie funkcje często spełnia jedna osoba i tak właśnie jest w naszej orkiestrze, tak więc jak występuję w podwójnej roli: kapelmistrza i tamburmajora.
Komu formalnie podlegacie i z czyich pieniędzy finansowana jest działalność orkiestry?
Wygląda to tak, że członkowie orkiestry są formalnie zatrudnieni w Kopalni Soli. Mimo, że część osób nie pracuje w kopalni, to jednak chodząc na próby podlegają kopalni i z tego tytułu otrzymują jakieś wynagrodzenie. W tej chwili działalność orkiestry finansują wspólnie kopalnia i Urząd Miasta. Jakiś czas temu powstało Stowarzyszanie im. Antoniego Langera przy szybie Sutoris, które będzie finansowo wspierało naszą działalność (pierwszy krok już uczyniono).Mam też nadzieję, że może znajdą się jacyś indywidualni sponsorzy, którzy zechcą zakupić dla nas instrumenty.
Czy orkiestra posiada jakieś konto, na które można by wpłacać pieniądze?
Tak jak wspominałem, jest zawiązane stowarzyszenie, na konto którego można wpłacać pieniądze, ale problem polega na tym, że statut stowarzyszenia mówi, ze tylko 30% wpłaconych sum można przeznaczyć na zakup instrumentów. Dlatego jeśliby ktoś np. chciał wspomóc orkiestrę i byłby tak hojny, to lepiej niech przyjdzie i przekaże pieniądze lub ewentualnie instrument. Potem można sobie to odpisać od podatku.
Czy zdarzają się Wam występy poza Bochnią? Może jakieś międzynarodowe, może ogólnopolskie?
Jak już powiedziałem, obecnie jesteśmy na początku rozwoju, ponieważ orkiestra przechodziła dość poważny kryzys. Ostatni wyjazd miał miejsce jakieś 10 lat temu. O ile dobrze pamiętam, było to do Niemiec na wymianę między miastami. Dokładnie nie pamiętam, gdyż nie było mnie wówczas jeszcze w tej orkiestrze. I praktycznie na tym się skończyło. Teraz czyni się starania, by wrócić do tego ponownie. Przede wszystkim trzeba wyjść poza Bochnię. Przez to przecież promuje się orkiestrę i samo miasto i pokazuje się, że coś się ma, czymś się dysponuje. By zagrać, na przykład w przeglądzie orkiestr razem z orkiestrami wojskowymi, to trzeba reprezentować już pewien poziom. Ale poza tym epizodem z wyjazdem do Niemiec nic podobnego nie miało miejsca. Orkiestra grała wyłącznie na terenie Bochni i okolic. Większość imprez jest stałych, jak np. 3 maja, 11 listopada, Barbórka, procesja Bożego Ciała czy pielgrzymka do Łapczycy. Tak jest na razie, ale tych imprez przybywa.
Orkiestra znana jest z szerokiego wachlarza wykonywanych utworów, bo w repertuarze ma i Vangelisa i Michaela Jacksona i marsz Radetsky’ego. Czy repertuar jest dobierany według jakiegoś klucza; co decyduje, że akurat ten a nie inny utwór gracie?
Trochę idę pod publikę, gdyż moje upodobania artystyczne są całkiem inne. Interesuje mnie jazz i muzyka klasyczna, choć nie mogę powiedzieć, że innych form nie słucham. Ale z oczywistych względów niektórych utworów, które chciałbym, nie mogę podsunąć orkiestrze, bo są za trudne. Chyba, że dojdziemy kiedyś do takiej perfekcji, że będę mógł zaproponować jakiś jazzowy standard czy inny temat. W programie mam wprowadzenie do przyszłorocznego repertuaru prawdopodobnie „Cyrulika sewilskiego” Rossiniego i kwestię z „Traviaty” Verdiego, ale jeszcze rozstrzygam tę sprawę.
Czego Pan i cała orkiestra bocheńskiej kopalni życzylibyście sobie w przyszłym roku?
Życzyłbym sobie, by dojść do takiego poziomu, abym mógł sobie powiedzieć, że spełniły się moje marzenia. By podniósł się stopień wykonywanych utworów i aby ludzie się przekonali, że orkiestra dęta może grać wszystko, od muzyki rozrywkowej poprzez jazz do klasyki, nie zaś wyłącznie – jak sądzi większość – marsze i poleczki. Choć aranżując takie utwory zdaje sobie sprawę z tego, że nie zawsze zabrzmią tak, jak powinny - mam tu na myśli wykonywaną przez nas muzykę Vangelisa. I zdradzę trochę tajemnicy: jeśli robię coś pod oczekiwania publiczności to zwracam szczególną uwagę na te fragmenty, które słyszy laik. Ktoś, kto się zna na muzyce, może wychwycić w pewnych fragmentach małe zaniedbania, podczas gdy inne, właśnie te przeznaczone dla nieprofesjonalisty, są doskonale dopracowane. Ale to wynika też z tego, że miałem mało czasu, by zrobić coś konkretnego i ambitnego, więc musiałem położyć akcent na jedno kosztem drugiego.
A czy przechodząc ul. Langera myśli Pan czasem, że być może w przyszłości jedna z bocheńskich ulic będzie nosiła Pana nazwisko?
(śmiech) Nie, nie, zupełnie nie myślę. Mnie nie o to chodzi, by ktoś stawiał mnie na piedestale, mnie cieszy tylko to, co robię. Muzyka jest moją pasją i po prostu jestem zadowolony, że mogę zajmować się tym, co lubię.
Nr 7 (listopad) 2005 r.