Wspomnienia z Galicji (III)
„Z Bochni wraz z nauczycielem miejscowym p. K. Wyjechaliśmy we trzech wózkiem włościanina, powracającego z jarmarku do domu, do wsi Kąty. Sam gospodarz pozostał jeszcze w mieście, nam dał zaś za woźnicę kilkunastoletniego Michałka, który uczył się dopiero powozić. Dwie klacze, zaprzężone do wózka, poczuwszy niewprawną rękę, nie chciały pośpieszyć.
Napróżno Michałek biczem zacinał. Klacze oglądały się na dwoje źrebiąt, biegnących za wózkiem, o pośpiechu nie myślały i pozwoliły wyprzedzić się wszystkim, co za nami jechali. A jechało wózków bardzo wiele, na każdym zaś siedziało wesołe towarzystwo bab i chłopów, lub szwargocących żydów. Obrazków charakterystycznych między nimi nie brakło. Nie darmo mówią, „udręczony jak koń żydowski”. Na wózku w jednego konia zaprzężonym, i to jakiego konia! – tylko na naszej ziemi równie chude zwierzęta zobaczyć można, - siedziało po kilkunastu żydów i żydówek. Koń ledwo mógł ciągnąć, ustawał często; żaden jednak z siedzących nie zszedł z wozu, nawet wówczas, gdy droga szła stromo pod górę. Każdy zapłacił szóstaka: więc nie ma obowiązku litować się nad biednym zwierzęciem; chociażby zginąć miało, on musi swoje wyjechać. ...
Pijanych rozumieć się, napotykaliśmy po naszej drodze mnóstwo. Nie widzieliśmy wprawdzie nigdzie scen nieprzyzwoitych, ale zaczerwienione policzki, oczy przyćmione, głos ochrypły, chód niepewny, kiwanie się na wszystkie strony, pokazywały w jakim stanie przytomności wracali włościanie z jarmarku. (Zgorszony tym widokiem autor reportażu pozwala sobie w dalszym ciągu opisu, snuć moralitety na temat trzeźwości, a że to temat wciąż aktualny, pozwólcie drodzy Czytelnicy, że w dalszym ciągu użyczę głosu autorowi chociaż z pewnymi skrótami). Pijaństwo więc kwitnie jak za Sasów, i niszczy zdrowie, moralność oraz majątki naszych włościan; chociaż zaś plaga jego jest powszechną, nie słyszeliśmy o zawiązywaniu nowych stowarzyszeń wstrzemięźliwości i w żadnej gazecie nie czytaliśmy sprawozdania z działań towarzystw dawniej uorganizowanych.. A jednakże, jeżeli są potrzebne towarzystwa zaliczkowe i rolnicze, nie mniejszą jest potrzeba towarzystw wstrzemięźliwości. Człowiek tylko trzeźwy może być moralnym, oszczędnym i pracowitym; tylko w umyśle trzeźwego przyjmuje się ziarno oświaty. Próżnemi będą wszystkie nasze starania, dążące do podniesienia ludu, jeżeli pozwolimy wzrastać pijaństwu, które nam już złą reputacyą wyrobiło. ...* Nic dodać, nic ująć (przyp. mój). *
Po wygłoszeniu zasady równouprawnienia, odsunięcie żydów od karczem, żydów jako takich, jest już niemożebnem. Ponieważ atoli propinacya jest jeszcze na czas jakiś własnością szlachty, i ponieważ wyłącznie od woli większego właściciela zależy jej wydzierżawienie: jego to więc obowiązkiem jest osadzenie niemoralnych i chciwych pijawek, wysysających żywotne soki z ludu, a powierzenie karczem żydom i chrześcianom, znanym z uczciwości....
Arendarze niesumienni w powiecie Bocheńskim, rozszerzyli pomiędzy włościanami, którzy wódki nie piją, użycie kropli anodynowych (eter siarczany), które sprzedają po karczmach razem z wódką. Chociaż droższe są one od wódki piją je tu bardzo chętnie, zwłaszcza też kobiety. ...
Myśli te wywołane scenami powrotu z jarmarku, wkrótce ustąpiły przed obrazami, jakie przy wjeździe z góry na górę, piękna natura Karpacka przed oczy nasze nasuwała. W dolinach pomiędzy gajami , mnóstwo miejsc zacisznych. Tam wioskę widać, a „stary kościół z blaszanemi szczyty, ponad wsią błyszczy lipami zakryty (z „Wiesława” K. Brodzińskiego), tam znowu dworek szlachecki pomiędzy jabłoniami, gdzie indziej chata pod słomą, las, a nam jego brzegu figura Matki Boskiej, przed którą wszyscy czapki uchylają. W tej okolicy gęściej , niż w innych, wznoszą się przy drogach krzyże i figury świętych.
Figury te przez wiejskich budowniczych, lub snycerzy z muru albo z drzewa wznoszone, mają w Bocheńskiem właściwy sobie styl, różniący je od tego rodzaju pomników ludowej pobożności, po innych powiatach naszej ziemi. Przyozdobienie ich, z narzędzi Męki Chrystusowej i różnych świętych postaci ułożone, pstrą, jaskrawą farbą pomalowane, błyszczy jeszcze nieraz pozłotą. Żebrak, śpiewający jednostajnym głosem na chwałę Boga pieśni, które się zdają wyrzekaniem po bolesnej stracie, siedzi pod taką figurą, a przejeżdżający rzucają drobny pieniądz na dłoń jego wyciągniętą.
Pieśń żebraka brzmiała mi jeszcze w uszach gdy, wjechawszy na górę, zobaczyliśmy na tle szeroko rozkołysanego krajobrazu, w głębi doliny położony Wiśnicz. Na jednej z gór wznosi się piękny kościół wraz z klasztorem, zamieszkanym niegdyś przez Karmelitów Bosych, dzisiaj zamienionym na więzienie karne; niżej potężne mury wspaniałego zamku Kmitów, a niżej jeszcze kościół parafialny i ubogie domki nieodbudowanego jeszcze po pogorzeli* miasta. Widok pełen wdzięku. Pasmo gór już dość wyniosłych czerni się na widnokręgu, a pod niem oko jednem spojrzeniem obejmuje kilkanaście mil kraju, połamanego w pagórki zielonem zbożem pokryte.
W mieście stanęliśmy w rynku pod ratuszem, który jest pozostałością po jakimś obszerniejszym a starym budynku: wygląda jak baszta. Na zgorzeliskach starych domów żydzi powznosili drewniane klatki, przed któremi w śmieciach bawią się zabrudzone dzieci, obok nich zaś gawędzą matki w obdartych sukniach, z perłowymi dyademami na atłasowych perukach. ...
Wiśnicz opustoszały ma postać miasta już upadłego. Zamek go jeszcze najwięcej zdobi. W nim to, Piotr Kmita ugaszczał Zygmunta Augusta wraz z Barbarą Radziwiłłówną, którą Bona według powieści poetów, miała tutaj podczas uczty zadać truciznę. ...
Wartoby wziąć pod opiekę groby Kmitów i Lubomirskich w tutejszym kościele po-Karmelickim, który wybudował 1635 r. Stanisław Lubomirski, wojewoda Ruski, na pamiątkę zwycięstwa pod Chocimem 1621 r.
We wspomnianym kościele, dobrze są malowane obrazy nieznanego, ale z pewnością znakomitego, malarza. Domyślają się, że malował je Dolabella*. Bardzo być może, że domysł to uzasadniony; swoboda bowiem i wdzięk pędzla przypominają malowanie obrazu Chrystusa na krzyżu w katedrze na Wawelu. Szczególnie piękny obraz jest SS. Trójcy, - aniołowie na nim są prześliczni. ...
Za Wiśniczem droga prowadziła nas na górę ...
- Pożar strawił miasto 3 lipca 1863 r.
** Groby Kmitów nie znajdowały się w wzmiankowanym kościele, został on bowiem
wybudowany znacznie później. Ród Kmitów spoczywa w kaplicy na Wawelu. - ** Przypuszczenia nie potwierdziły się.
c.d.n.