Wspomnienia z Galicji (II)
„Drzemiącem jeszcze okiem spojrzałem w okno wagonu, ażeby zobaczyć, w jakiem miejscu pociąg się znajduje. Na horyzoncie paliła się zorza poranna; zielona równina roztaczała się przede mną; po pagórkach ciągnących się z lewej strony kolei poznałem, że jesteśmy już blizko celu swej podróży. Jakoż wkrótce potem pociąg się zatrzymał i konduktor otworzył nam drzwi od powozu, wołając: „Bochnia!”. ....
Opis podróży przez dr Antoniego J. sprawiony:
Bochnia
„Drzemiącem jeszcze okiem spojrzałem w okno wagonu, ażeby zobaczyć, w jakiem miejscu pociąg się znajduje. Na horyzoncie paliła się zorza poranna; zielona równina roztaczała się przede mną; po pagórkach ciągnących się z lewej strony kolei poznałem, że jesteśmy już blizko celu swej podróży. Jakoż wkrótce potem pociąg się zatrzymał i konduktor otworzył nam drzwi od powozu, wołając: „Bochnia!” ....
Na zjeździe do miasta z pagórka, który je nam zasłaniał, trzęsienie na bruku , ułożonych za rządów niemieckich, jakby umyślnie do wybijania zębów przechodniom, jeszcze się powiększyło. Ale oto skończył się przyjemności jazdy bocheńską dorożką. Jesteśmy już na miejscu, w rynku, przed domem, gdzie nas oczekują. ...
Odpocząwszy po całonocnej podróży ze Lwowa, poszliśmy zwiedzić miasto, rozłożone na pochyłościach pagórków i w dolinie strumyka Babicy. Położone jest ono bardzo przyjemnie, chociaż jak i we Lwowie, niema blizkości rzeki. Z niektórych punktów, a zwłaszcza z gipsowej góry Rozborni*, Bochnia schowana między dość znacznemi wyniosłościami, które stanowią tu prawe zabrzeże na kilka mil szerokiej równiny nadwiślańskiej, przedstawia się bardzo malowniczo. Widok wspomnianej równiny z cmentarza obejmuje Niepołomicką puszczę, liczne wsie i na północnym horyzoncie lewe zabrzeże doliny Wisły.
Miasto same nie obfituje w murowane budynki. Rynek zabudowany jest kamienicami; na innych za to ulicach, gdzieniegdzie tylko wśród drewnianych domków wznoszą się mury. Kościół starogotyckiej budowy, z frontem później dobudowanym, nieporządnie wewnątrz utrzymany, ma na dachu zgrabną wieżyczkę, obok zaś dzwonnicę starożytną, drewnianą, wybudowaną w bizantyjskim stylu cerkiewek wołyńskich.
W kościele trafiliśmy na nabożeństwo. Kobiety bocheńskie, poubierane podobnie jak Krakowianki, w białe z haftowanego tiulu chustki na głowie; górnicy; mieszczanie w kapotach; cokolwiek urzędników, a wreszcie włościanie – napełniali świątynię. Włościanie w okolicy Bochni zarzucają już stary zwyczaj noszenia długich włosów, strzygą je krótko i tym sposobem uwydatniają, bardzo pospolitą w tutejszym ludzie, nieregularność rysów twarzy. W ubiorze także już pewne odmiany spostrzegać się dają. Wysokie krakowskie kapelusze chłopcy we wsiach bocheńskich zamienili na niebieskie, wojskowe czapki w formie kepi, które przy białych, czerwono obszywanych sukmanach, ze stojącemi kołnierzami, nadają im pozór żołnierski. Jakoż, gdy włościanie posuwają się gromadą, zdaje się, jakoby szedł pułk żołnierzy i to tem więcej, że nie braknie pomiędzy nimi marsowych fizyognomii. ...
Z kościoła poszliśmy obejrzeć pomnik z ciosowego kamienia na rynku miasta wzniesiony kilka lat temu Kazimierzowi Wielkiemu**. Posąg króla oraz płaskorzeźby, tak w pojęciu jak i w wykonaniu, czynią zaszczyt artyście, co je wytworzył. Dwie są płaskorzeźby: jedna przedstawia nadanie Statutu Wiślickiego, druga – założenie Akademii Krakowskiej. Piękny ten pomnik bardzo ozdobił miasto; zarzucilibyśmy tu tylko, że jak na rynek dość obszerny, rozmiary jego są za szczupłe a wysokość za mała. ....
Chcieliśmy też poznać górników przy pracy w tutejszej kopalni soli, starszej i głębszej od wielickiej, a której zwiedzenie dla chcącego poznać skarby ziemi ojczystej jest niezmiernie zajmującem. Obejrzenie szpitala miejskiego , dobrze utrzymanego, było powodem, żeśmy się spóźnili do kopalni soli. Zwiedzenie jej odłożywszy do innego razu, resztę dnia w Bochni spędziliśmy, przypatrując się tutejszemu towarzystwu, używającemu przechadzki w małym ogrodzie salinarnym w około sadzawki, nad którą wznosi się figura św. Jana Nepomucena i w jeszcze mniejszym ogródku strzeleckim, gdzie grała muzyka, a goście pili piwo i bawili się w kręgle. Z naszych spostrzeżeń w tych ogródkach poczynionych, wymienimy tylko jedno, kończąc niem wspomnienie o Bochni. Tutejsze towarzystwo wyższe wydało się nam jakby poróżnionem. Każdy chodzi tu „odyńcem”, wiadomem zaś jest, że tam gdzie takie „odyńcowe” usposobienie panuje, życie towarzyskie traci wdzięk i rozwinąć się nie może. ....
Nazajutrz dopiero zwiedziliśmy kopalnie soli. Nie są one tak głębokie i obszerne jak wielickie, nie są też utrzymane w takim jak tamte porządku, należą przecież do największych i najpiękniejszych w Europie. Zajmują wielki obszar kilkuset-morgowy, w głąb zaś ziemi spuszczają się na kilka piątr. Komory w kopalni są nieliczne i niewielkie, roboty bowiem prowadzone są kurrytarzami. Górników zastaliśmy przy robocie. Ciemność, w jakiej pracują pod ziemią i brak świeżego powietrza sprawiają, iż żaden z nich nie ma rumieńca na twarzy. Fizyognomie, blade i zmęczone, ożywiają się wtedy dopiero, gdy do nich kto przemówi. Wtedy-to i z oczu ich tryska promień życia, z którego poznać można, iż ciężka praca nie pozbawiła ich wesołego, lud nasz znamionującego, usposobienia. Rozmowa z nimi zawsze jest przyjemną, wykazuje bowiem umysł bardziej rozwinięty niż u rolników i szlachetne usposobienie”.
- Obecnie Uzbornia, wzgórze w południowej części miasta o wysokości 246 m npm. Inne dawniejsze nazwy: Huzbornia, Uzwornia, Rozbornia, czasem Rozbójnia Od dawna znajdowały się tam ogrody i pola, a także liczne zagrody mieszczan bocheńskich. Na zachodnim zboczu wzgórza istniał niegdyś kamieniołom gipsu. (wg. Bocheńskiego Słownika Biograficznego)
** Pomnik odsłonięty został 29 maja 1871 r. , pomnik wykonał Walery Gadomski. Była to fundacja mieszkańców Bochni i okolicznych wsi.
c.d.n.