Wspomnienia z Galicji (I)
Sława historycznego szlaku drogowego w podgórskim jego odcinku, zwanego tu „szlakiem węgierskim”, naturalne krajobrazy i spuścizna dziejowa jak wokół niego wyrosła, skłaniała wielu XIX-to wiecznych krajoznawców do odwiedzenia tych stron. Autonomia polityczna i kulturalna Galicji dawała pewną szansę na trwanie i kultywowanie polskości, znaczną, pozytywną rolę w utrzymaniu polskiej tożsamości narodowej w obszarze Małopolski odegrała żywa kultura ludowa i pierwiastek religijny ogarniający znaczną część życia społecznego.
* Relacje – przez kilkorga podróżników spisane. *
Z braku środków bezpośredniego przekazu, polska - galicyjska inteligencja przekazywała wieści z kraju poprzez czasopisma i prasę, literaturę i twórczość plastyczną. Po latach, współczesnego czytelnika ciekawi nie tylko archaiczny już język, ale także ówczesna obyczajowość i opis przyrodniczo-kulturowego krajobrazu sprzed około 150 lat, dla porównania zmian jakie za ten czas nastąpiły.
Z obszaru tego szlaku znanych jest kilka XIX-to wiecznych relacji podróżników – krajoznawców. W 1840 r. podróżował przez Galicję Pauli Żegota, młody etnograf i krajoznawca, wstąpił do Bochni i Nowego Wiśnicza:
„Rano po ciągłym deszczu wybrałem się do Wiśnicza, miasteczka małego, napełnionego Żydami handlującymi. Wchodząc do miasta spotyka się słup kamienny z krucyfiksem żelaznym u boku.
Lud opowiada, że jest w okolicach Wiśnicza 6 podobnych słupów, postawionych na tę pamiątkę, że Turcy-jeńcy zmuszeni byli budować ten zamek wiśnicki. Sześciu porobiło sobie skrzydła i uciekli z zamku, a gdzie który spadł, tam mu słup taki postawiono. Jednak zdaje się, że te słupy stawiano albo jako graniczne znaki, albo też jako środki strzegące okręg Wiśnicza od powietrza i innych nieszczęść, albowiem były w nich relikwie świętych zabite klinem żelaznym. ...
Ciż Turcy zmuszeni byli do zmurowania klasztoru Karmelitów, leżącego na wysokiej górze za miastem w prześlicznym położeniu. Gmach ten rozległy, dziś na kryminał użyty. Mają tam być piękne nagrobki Lubomirskich; klasztor ten fundacji Lubomirskiego, został w r. 1650 od tegoż murem opasany.
W środku miasteczka Wiśnicza znajduje się stary mały ratusz kamienny. Kościół farny w mieście r. 1710 przez Lubomirskich odnawiany ma nagrobek Jana Knorowicza zmarłego rajcy tutejszego w r. 1710, ma łeb ogolony na popiersiu, potężne wąsy, ma żupan popielaty na spodzie i pas czerwony, a na tym futro białe z popielatym wierzchem i z łąpciastymi wykładanymi mankietami.
Największą ciekawością miasta Wiśnicza jest zamek stary, zabudowanie duże, obszerne, obwiedzione potężnymi wałami w kwadrat, które w środku mają mury i obszerne kazamaty, i po czterech rogach umurowane baterie, potężna brama prowadzi przez te wały do zamku. W którego kazamatach dziś p. sędzia mieszka i w którego piwnicach Żydzi dziś wódkę składają. Na dziedzińcu w północno-zachodniej stronie jest bardzo głęboka studnia, pięknymi ciosowymi kamieniami wykładana. Według podania kuł tę studnię w skale jeden Turek, którego kochanka tu jęczała w niewoli.”
W pięć lat później zmierzała tędy Julia Goczałkowska, która zachwycała się widokiem gór oczekujących ją na południowym horyzoncie, w swoim pamiętniku tak wspomina tę trasę:
„ ... Wkrótce opuściliśmy Wiśnicz, wąskim przesmykiem bieży długa dolina pomiędzy zielone wzgórza, orne pola, gaje brzóz i świerków zakończona w dali ukazującymi się we mgle lazurowej licznemi Karpat odnogami ...”
W 1860 zawitał w te strony znany rysownik polskich krajobrazów i monumentalnych budowli Napoleon Orda, którego litografie zdobią wiele muzealnych zbiorów. W Wiśniczu wykonał rysunek przedstawiający zamek oraz klasztor karmelitów, w pełnej krasie ich ówczesnego kształtu.
Z tego samego roku znana jest relacja dziennikarza Lucjana Lipińskiego, który przejeżdżając przez Wiśnicz niezbyt o nim pochlebny pozostawił opis:
„Samo miasteczko wiecznie zabłocone i niechlujne prawie przez samych Żydów z najniższej warstwy społeczeństwa zamieszkałe niemiły i odrażający przedstawia widok”.
W roku 1889 roku podróżował tędy również inny krakowski publicysta Gustaw Ehrenberg, dojeżdżając do Wiśnicza od strony Bochni taki zobaczył widok:
„Naprzeciwko nas, na szczytach dwóch gór – połączonych ze sobą jakby rodzajem przełęczy – stoją dwie grupy murów (...) to zamek Kmitów, świadek czasów świetnych i strasznych, dziś ruina i pustka. (...) Dalej od nas na wzgórzu trochę wyższym wznosi się klasztor biały i czysty, droga wysadzana drzewami stacza się lekko i swobodnie w dół , w kotlinę, w której rozłożyło się miasteczko. (...) Nagle zawisła na niebie tęcza łukiem podwójnym i ujęła jak gdyby w różnobarwna ramę i zamek i więzienie, a równocześnie od stóp gór, od miasta zaczęły się wznosić białe mgły, które powoli, zacierając ostre kontury rzeczywistości nadały temu obrazowi dziwny, idealny, czarujący urok.”
Ale 10 lat wcześniej od Ehrenberga, w roku 1879 z Bochni do Nowego Sącza podróżował samotrzeć „szlakiem węgierskim” inny galicyjski inteligent, podpisany jako doktor Antoni J. Swoją podróż opisał w ówczesnym tygodniku „Kłosy”.
Ten żywy, barwny opis - obraz niegdysiejszej galicyjskiej rzeczywistości przekażemy już wkrótce w odcinkach Czytelnikom „Czasu Bocheńskiego”.
c.d.n.