Sznury, sznurki, liny i powrozy
O tym jak niezbędny jest w naszym życiu sznurek przekonujemy się codziennie: począwszy od zawiązywania butów, poprzez wieszanie bielizny aż po pakowanie prezentów. Ale czy często zastanawiamy się nad tym skąd się bierze nasz przyjaciel ? sznurek?
O jego historii, sposobie wytwarzania, a także o ludziach produkujących sznurek opowiadał w ostatni czwartek w naszym muzeum pan Marek Skubisz z Muzeum Żup Krakowskich Wieliczka.
Okazało się, że zawód powroźnika — wytwórcy sznurków i lin był w naszym mieście bardzo poważany, a pierwsi tego rodzaju rzemieślnicy byli już w Bochni w średniowieczu. W 1534 roku odnotowano powstanie u nas cechu powroźników. Do jego rozwoju przyczyniła się najbardziej Kopalnia Soli. Powroźnik należał do trzech najważniejszych fachów niezbędnych dla funkcjonowania Kopalni - obok kowala i bednarza. To na linach zjeżdżali górnicy w głębokie (dużo głębsze niż w Wieliczce) czeluście kopalni, to sznurów używało się do transportu soli.
Zmienne były losy tego rzemiosła w naszym mieście: część wytwórców była zrzeszona w cechu, część zaś pracowała bezpośrednio na potrzeby kopalni. Nie obyło się bez konfliktów pomiędzy władzami miejskimi a bractwem cechowym. Ostateczny cios rozwojowi powroźnictwa zadał postęp techniczny — w połowie XIX wieku konopne sznury zostały zastąpione przez liny stalowe, znacznie bardziej wytrzymałe i bezpieczniejsze.
Marek Skubisz podczas swego wykładu o hermetycznej sztuce powroźników zaprezentował nam wiele narzędzi, którymi posługiwali się mistrzowie sznurka. Dowiedzieliśmy się np. co to jest lerka albo jak wyglądało koło powroźnicze, zrekonstruowane na potrzeb Muzeum Żup w Wieliczce. Okazało się również, że powrozy pleciono nie tylko z konopii ale też z lipowego łyka. A jak dawni rzemieślnicy radzili sobie z produkcją długich lin? Otóż potrzebna była do tego długa, prosta droga, licząca od 80 do 300m. W dawnych miastach wykorzystywano do tego przestrzeń wzdłuż miejskich murów. W Bochni taka droga znajdowała się na górze Salomona.
Rzemieślnicy często dziedziczyli nazwę swojej profesji jako nazwisko. Stąd ktoś o nazwisku "Powroźnik" z pewnością ma wśród dalekich przodków "sznurowego majstra". Ale nie jest to reguła. W naszym mieście jednym z dwóch powroźników, produkujących do współczesności był Bolesław Kosturkiewicz, niedawno zmarły ojciec naszego burmistrza. Drugą znaną rodziną powroźników byli Góreccy. Ich warsztat również już nie istnieje. Tak więc niemal na naszych oczach powroźnictwo jako kolejna, stara profesja przechodzi już do lamusa historii. Ostatni Mohikanie spośród powroźników pracują jeszcze w Dobczycach, Myslenicach i Krakowie. Nie przejmują się tym, że w ultranowoczesnym programie komputerowym Microsoft Word słowo "powroźnik" już nie istnieje...
eb