Ślady i cienie Łemkowszczyzny (1)
Wędrując po zachodniej Łemkowszczyźnie (16)
Nasyceni pięknem architektury cerkiewnej i nastrojem ich wnętrz, wybierzmy się teraz na krótko do zapomnianych dolin, gdzie pozostał już tylko cień dawnych czasów. To kolejne piękne doznania, tym bardziej że gdzie indziej nie sposób już spotkać i przeżyć tej samotności. Tu głusza jeszcze trwa i mnie udało się ją przeżyć .
W Beskidzie Niskim są jeszcze zakątki, miejsca, gdzie czas biegł wolniej, zatrzymywał się gdzieś po drodze, nie spieszno mu było. Stanął ostatecznie w 1947 roku. Pobok, głównymi dolinami, wyasfaltowanymi szosami pędziły auta, łąki grodzono kolczastym drutem, krajobraz wypełniał się murowanymi domami - szła cywilizacja. Na uboczu tychże przycupnął skromny cień Łemkowszczyzny, chodźmy tam.
Nad Ropką
Gdy już dotrzemy do Hańczowej porzućmy dolinę Ropy, by boczną drogą pośród drzew i rozległych łąk wniknąć w urokliwą dolinę jej dopływu. Potok ów, to Ropka, przyjmuje zdrobniałe imię od rzeki, w której gubi ostatecznie swe wody. Kierunek marszu wyznacza czerwony, a później i niebieski szlak turystyczny, biegną dyskretnie tuż obok, lecz wkrótce porzucą dolinę i potok, pozostawiając w niej samotnego turystę i bezmiar trawiastej doliny okolonej płaszczem lasów. Niegdyś była tu dość ludna wieś, jakieś 60 domostw i rozległe pastwiska. Długo nie było widać tu nowych osiedleńców, tylko w PGR-owskich stajniach porykiwało bydło znudzone ciszą. Wszystko przeminęło. W dolinie straszą zarastające krzewami i zielskiem dawne po PGR-owskie budynki, a w miejsce niegdysiejszych chyż wyrastają okazałe letniskowe wille. Tych jak na razie niewiele, wtopione w zieleń udają, że ich nie widać. Dokonuje się z wolna nowy proces osadniczy, zawłaszcza cerkwisko, wchłania przydrożne sacrum. Jedynie górskie lasy cicho drzemią, tam trudno dotrzeć nawet drwalom, las trwa własnym bytem.
Pierwsza cerkiew pojawiła się w Ropkach w 1581 r., w 1759 musiano postawić nową, tej też już nie ma. Przed niebytem uratowały ją przenosiny do skansenu w Sanoku, tam po rekonstrukcji wzbudza podziw zwiedzających swą urokliwą architekturą i bogatym wystrojem wnętrza. Ze stropu patrzy na nas rozgwieżdżone niebo, to samo, które widzieli bracia Bogdańscy kładąc na nim swe polichromie. Jej samej też tam jest dobrze, w Ropkach nie była już nikomu potrzebna. Pozostał cmentarz – pusty plac i historia. Teraz tylko kikut kamiennego nagrobka wyznacza odchodzące w przeszłość cerkwisko. Powstaje na nim nowa rezydencja, a wędrowcy pozostaje jedynie widok przez oka ogrodzenia z kolczastego drutu. Tu łączą się strumienie spływające z wyższych partii gór, odtąd już wspólnie odliczają czas jaki im pozostał do wód Ropy. Szlaki zaś odwrotnie, rozchodzą się na wschód i zachód. Przed nami nieskoszone łąki, ciemna toń wszechobecnego lasu, a u góry słońce i myszołów rzucający na trawy swój cień.
Podążam w górę, w kierunku nikłego wododziału oddzielającego dolinę Ropki od zlewni Czertyźnianki, potoku płynącego wąską doliną ku Białej.
W dolinie Czertyżnego
Ot, cały urok Beskidu Niskiego, specyficzny układ pasm górskich, a zwłaszcza ich części zwanej Hańczowskimi Górami Rusztowymi sprawia, iż co rusz wypiętrzają się na różne strony strome wzgórza, a rozdzielające je doliny raz płaskie to znów głębokie, nadają tej krainie oryginalnego widoku i topograficznego wdzięku. Tak właśnie jest w obrębie wododziału Ropy i Białej, tam gdzie skierował mnie cień, patron tej wędrówki.
Stoję na płytkiej przełęczy, ku północnemu-zachodowi otwiera się dolina Czertyźnianki (choć to źle nazwane, bo jak może się otwierać skoro otaczające ją góry raczej ją ściskają, tak jest wąska), to już inny świat niż nad Ropką.
W tej dolinie nie było wiele miejsca dla domów, a i pasać bydło nie było bardzo gdzie, ale ludziom żyło się jak u Pana Boga za piecem, świat jakby o niej zapomniał. Las w wąskim pasie dolinie wyrąbano, dzięki czemu wieś zyskała nazwę, a biskup krakowski dał akt lokacji, było to w 1589 r. Dla cerkwi i kilkunastu chyż miejsca wystarczyło, trwały do 1947 r. Cerkiew rozebrano w 5 lat później, nie miała komu już służyć, ale jest nadal w swych śladach obecna w innych łemkowskich cerkwiach. Pozostało zarastające cerkwisko i pamięć o krzyżu, stał w miejscu cerkwi ale go już go nie ma, padł z ręki czasu. Na skraju łąk okupujących dolne partie zboczy Czertyżnego pozostał inny sakralny ślad wioski, ułomek żeliwnego krzyża łemkowskiej kapliczki, jakieś resztki po podmurówkach chyż, a u zbiegu potoków … wiekowy cmentarz wydarty od „wysiedlenia” krzykiem Łemków. Cmentarz wychyla się z drzew porastających stokowe spłaszczenie, poniżej szumią strumienie łączące się niżej w jeden potok. Rok 2000 obudził cmentarz, uczyniono go zabytkiem. W metrykach tutejszej parochii był zapis, iż latach 1785 - 1947 pochowano na tym cmentarzu 521 osób. Dziś tylko kilka nagrobków wypełnia czworobok żerdzi cmentarnego ogrodzenia. Dwujęzyczne tablice oznaczyły cmentarz wpisując go na powrót do historii, zaś z żeliwnej płyty epitafium wiszącej na krzyżu przy wejściu, przemawia pamięć roku wysiedlenia. Trzeba tu zacytować C.K. Norwida:
„Ojczyzna - to ziemia i groby,
Narody tracąc pamięć - tracą życie”.
Nadal wokół cisza, tylko cienie Łemkowszczyzny coraz krótsze i śladów wciąż ubywa. Samotność i to niezwykłe miejsce służą przywoływaniu minionego czasu, który wymknął się z tych dolin 1947 roku.
Zaiste niezwykła to dolina, każda inna rozrastała by się wszerz po przyjęciu kolejnych strumieni. Lecz ta zwęża się w swych dolnych partiach na wzór skalistych cieśniaw, wystarcza jedynie miejsca na wąską drogę i kamieniste łożysko potoku. Ścisnęły ją góry, Kamienny Wierch i Czertyżne, i tak będzie do samej Białej.
Tu na krótko ocieramy się o bieżący czas, połemkowska Banica i Izby, te żyją już na nowo. Ale pozostaje jeszcze tuż obok, pod najwyższą z tutejszych gór Lackową, kolejna niezwykła dolina. Tu ściele się pamięć po Bielicznej, tam też pora podążać.
Bieliczna – tu doliny długi pas
I znów pobrzmiewają słowa wiersza …
Bieliczna … tu doliny długi pas otoczony ścianą gór,
Ściska w lipach biały skarb,
Przez okienka krągły właz, spływa światła długa smuga,
Zawisła na chórze, gra Archaniołowi i Maryi.
Bieliczna, niegdyś kilometry wsi, pośrodku przydrożne kapliczki i cerkiew murowana, pobielona., to ślady Łemków, ich trzech wiekowego trwania w beskidzkiej dolinie.
Dziś to urokliwa, otwarta górska przestrzeń. Choć ściśnięta drutami pastwisk zachowała w sobie rozległą dal i wyniosłość górskich zboczy. Lackowa i Ostry Wierch, pośrodku Przełęcz Pułaskiego wydrążona we fliszowych łupkach. Ból wszystkich turystów, którym przyszło pokonywać strome stoki tych najwyższych w Beskidzie Niskim szczytów. Siła zmęczenia równa emocjom estetycznych przeżyć wyniesionych z doliny.
W opadającej dość szybko w dolnym swym biegu dolinie biegnie potok, szaleje podczas wzebrań zrywa drogę, wyściela kamiennym złożem rzeczne tarasy, lecz bujne trawy i zarośla wyścielające głębię nieckowatej doliny łagodzą na co dzień niecierpliwość górskiego strumienia.W końcu widać cerkiew, poprzedzona kapliczkami ujawnia główny ślad łemkowskiego sacrum. Wiekowe dęby pogrążyły w swych konarach miniaturową bez mała cerkiew, patronuje jej Archanioł Michał. Przy takim patronie co z mieczem w dłoni, nie trzeba zamykać cerkwi, można dowoli zasmakować jej ubogiego wnętrza i równie skromnej co wyrafinowanej bryły. Jeszcze wspomnienie dawnych mieszkańców - niewielki cmentarzyk na zboczu powyżej cerkwi, sztuka sepulkralna tradycyjnie łemkowskie, ale nagrobki zda się, że podążą wkrótce za swymi gospodarzami w czas przeszły.
Droga choć coraz węższa, to dąży osią doliny ku wschodowi, nurt rzeki a jest to źródłowy strumień Białej, już tu nie taki śpieszny, wciąż meandruje nasączając wilgocią przybrzeżny pas roślinności. Nie wiem ile już razy przyszło mi w nim brodzić podążając nitką drogi przez jej zakola.
Szukałem głuszy - znalazłem, towarzyszyła mi wiernie we wszystkich tych trzech dolinach, każda z nich była inną, lecz każda bogata historią i krajobrazem. Wyprzedzał mnie cień lat minionych, dziś jego byt samotny.
Czesław Anioł
„Notes wędrownika”
c.d.n.