Kategoria: Kultura
Opublikowano: 2015-12-06 21:54:56 przez system

Prawdziwy św. Mikołaj zawitał do Bochni

Po spędzeniu dwóch godzin na obchodach jubileuszowego XV Bocheńskiego dnia św. Mikołaja niejeden z jego uczestników doszedł do wniosku, że żyjemy w czasach, w których wszystko można podrobić i wykorzystać w celach merkantylnych. Ale po kolei.

Św. Mikołaj jest szczególnie związany z naszym miastem poprzez patronowanie największej i najstarszej bocheńskiej parafii. Biskup z Myry jest uwielbiany przez dzieci i dorosłych z racji swoich przymiotów - zamiłowania do bezinteresownego (i dyskretnego) obdarowywania prezentami. Niektórym wstyd się do tego przyznać, ale większość wyznaje to otwarcie - uwielbia 6 grudnia, gdy budząc się rano znajduje pod poduszką szeleszczące papierem zawiniątko, a w nim podarki od Świętego.

Pierwszy oficjalny Bocheński dzień św. Mikołaja, jak wspomniał dyrektor Muzeum Jan Flasza, miał miejsce w 2001 roku. Tegoroczna edycja była zatem 15. w historii. Rozpoczęła się od nadania wyróżnienia „Benefactor museai 2015”, które w tym roku otrzymała zbiorowo Komenda Powiatowa Państwowej Straży Pożarnej w Bochni. Okolicznościowy dyplom odebrał osobiście z rąk J. Flaszy komendant wszystkich bocheńskich strażaków, st. bryg. Krzysztof Kokoszka. Potem licznie zebrana publiczność miała niewątpliwą przyjemność zobaczenia i wysłuchania występów uczniów Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Bochni. Świętomikołajowy występ został przygotowany przez panie: Bożenę Wojciechowską i Małgorzatę Migas.

A potem… potem wszyscy mogli wysłuchać smutnej w gruncie rzeczy gawędy dyr. Flaszy, którą zatytułował "Szaleństwa krasnala w czerwonej czapce, czyli multimedialna impresja o tym, jak skradziono nam Świętego Mikołaja". Bo niestety Świętego od lat uporczywie próbuje się nam zastąpić cocacolopodobnym pokurczem z reklamy tego amerykańskiego napoju. Dla potrzeb reklamy prawdziwemu św. Mikołajowi zabrano wszystko: tożsamość, bo z biskupa miasta położonego na Bliskim Wschodzie, nad Morzem Śródziemnym, zrobiono jegomościa, pochodzącego z koła podbiegunowego, który za bazę wypadową obrał sobie lapońskie Rovaniemi; atrybuty - prawdziwy Święty otaczał się zwierzętami ze swej szerokości geograficznej - osiołkami, końmi, gdy tymczasem jego współczesny alter ego ma za pomocników renifery, ostatecznie Śnieżynki; św. Mikołaja odarto nawet z jego biskupich szat, zastępując je czerwonym kubraczkiem i takąż czapą, obszytą białym futerkiem.

Ten czerwony krasnal hula po świecie. Jest wszędzie: w Europie i Azji, bywa widziany w Australii, a w USA Mikołaje mają nawet swój maraton. Tylko co to ma wspólnego z jego pierwowzorem z Myry..? Świętego skutecznie próbuje się skomercjalizować, bo można na nim zarobić grube pieniądze. I zarabia się, nie bacząc na konsekwencje.

Na szczęście są jeszcze takie miejsca, gdzie prawdziwy św. Mikołaj wygrywa z tandetnymi podróbkami. Takiego szczęścia zaznali uczestnicy spotkania w muzeum, do których po dość długim okresie wyczekiwania przyszedł brodaty biskup, przynosząc w darze wybornie smakujące pierniki ze swoją podobizną. Jest duża szansa, że za rok znowu przyjdzie. Bo tu go ludzie kochają.