Obchody 70 rocznicy ludobójstwa na Wołyniu (foto)
Blisko 50 osób wzięło udział w czwartek 11 lipca we wspomnieniu 70 rocznicy Rzezi Wołyńskiej, dokonanej na Polakach przez Ukraińców w 1943 r.
Obchody tym razem ograniczyły się do pokazu filmowego, poświęconego tym wydarzeniom. Zorganizowała je „Solidarność” hutnicza, zapraszając do Bochni znanego reżysera filmów dokumentalnych o Kresach – Macieja Wojciechowskiego.
Publiczność miała okazję zobaczenia dwóch dokumentów: „Było sobie miasteczko” i „Zapomniana zbrodnia na Wołyniu”. Oba opowiadają historię jednej miejscowości – odpowiednio Kisielina i Ostrówek, zmiecionych z mapy dosłownie w ciągu jednego dnia. W obu mieszkały różne grupy etniczne: przeważali Ukraińcy, ale nie brakowało tez Polaków, Żydów, Czechów czy nawet Ormian. Społeczności te mieszkały całe lata zgodnie koło siebie, aż pojawili się rezuni spod znaku OUN-UPA i rozpoczęli rzeź na niewiarygodną skalę, używając metod nigdzie indziej nie spotykanych. Szacuje się, że zginęło od 60 do 120 tys. Polaków, głownie kobiet i dzieci i ok. 2 tys. Ukraińców. Spalono ponad 2100 polskich miejscowości, których ludność jeśli nie zgładzono to wygnano. Chociaż oba filmy nie epatują drastycznymi szczegółami to ich wymowa jest porażająca – konflikty przenosiły się nawet na łono rodzin (gdy były dwunarodowe) - syn stawał przeciw matce, a brat przeciw siostrze. W imię ideologii dążenia do zbudowania ”samoiistijnej Ukrainy” dopuszczono się niewiarygodnych zbrodni, brocząc ziemie Wołynia, ale tez Podola, Stanisławowszczyzny i innych krain krwią dziesiątek tysięcy niewinnych ofiar. Wielce wymowna jest też scena rozmowy pomiędzy starą Ukrainką a jej polską odpowiedniczką, która przyjechała zobaczyć miasto swego dzieciństwa, którego już nie ma: „tak, to prawda, nasi przodkowie wymordowali waszych i zabrali ich własność. Tylko co z tego mamy obecnie? Chodzimy w walonkach i ubieramy się w waciaki…”
Po emisjach odbyła się rozmowa pomiędzy reżyserem a publicznością. Wojciechowski wyraził radość, że o temacie ludobójstwa na Wołyniu wreszcie mówi się dużo i głośno. Wyraził przekonanie, że niezbędna jest praca nad dalszym dokumentowaniem tych strasznych wydarzeń. Mówił to stojąc oparty o banner, przedstawiający stary herb województwa wołyńskiego z wypisanymi na nim nazwami 1800 polskich miejscowości, całkowicie zniszczonych w wyniku Rzezi. Stwierdził też, że w przeciwieństwie do nas, mających prawidłowo ukształtowany system symboliki narodowej, opierających się na sprawdzonych autorytetach, Ukraińcy próbują budować swą przeszłość na takich „bohaterach” jsk Bandera. Jest to droga donikąd.
My zaś – kontynuował reżyser – musimy toczyć zmagania z tymi, którzy wszczepiają nam „pedagogikę wstydu”, wymazując z powszechnej świadomości Polaków chwile z naszej przeszłości, z których powinniśmy być dumni, w zamian zaszczepiając momentami (każdy naród ma takie), gdzie nie stanęliśmy na wysokości zadania. Jako klasyczny przykład podał sprawę Jedwabnego, gdzie z jednostkowego przypadku próbuje się wysnuć tezę o współodpowiedzialności Polaków jako takich za cały Holokaust. Tu podał informacje, które dziwnym trafem nie przedostają się do publicznej świadomości – otóż już w 1964 r. w ówczesnej NRF odbył się proces niemieckiego oficera, oskarżonego o kierowanie pogromem w Jedwabnem. Podczas rozprawy ujawniono zdumiewające rzeczy, jak np. taką, że do podpalenia słynnej stodoły użyto takiej ilości materiałów łatwopalnych, której nie było nie tylko w jednym małym miasteczku, ale i w całej okolicy!
Po spotkaniu można było nabyć najświeższe pozycje książkowe, poświęcone Rzezi Wołyńskiej.