Narodowo-bocheńskie czytanie Fredry
W sobotę 7 września fragment bocheńskich Plant Salinarnych zamienił się z „teatr pod chmurką” i zoo jednocześnie, a wszystko za przyczyną najwybitniejszego polskiego komediopisarza – Aleksandra Fredry.
Bochnia była jednym z 600 miast i gmin na mapie Polski, gdzie równocześnie czytano utwory twórcy postaci Pawła i Gawła, Papkina czy Cześnika. Przypomniała o tym, pełniąca rolę konferansjerki, dyrektor II Liceum Ogólnokształcącego, Ewa Rachfalik.
Intencją przedsięwzięcia, zapoczątkowanego rok temu przez prezydenta Bronisława Komorowskiego, jest publiczne czytanie dzieł wskazanych twórców. Bocheńscy organizatorzy (Starostwo Powiatowe, Urząd Miasta, Biblioteka Publiczna i Miejski Dom Kultury) wpadli na pomysł uatrakcyjnienia imprezy poprzez zaproszenie do wzięcia w niej udziału osób znanych w mieście, ale znanych niekoniecznie ze swych scenicznych i krasomówczych umiejętności.
Wyszła z tego prawdziwa uczta dla ucha i oczu (wielu z występujących przywdziało stroje z epoki). Mogliśmy więc na wstępie usłyszeć ks. Jana Nowakowskiego, po którym wystąpił burmistrz Stefan Kolawiński. Następnie w altance na Plantach, zamienionej na tę chwilę w teatralną scenę, pojawiła się dyrektor Biblioteki Dorota Rzepka. Po niej na scenę wkroczyły duety: radna miejska Łucja Satoła-Tokarczyk i dyrektor pływalni Robert Hołda, później dyrektorowi partnerowała uczennica II LO Aleksandra Fischer w prześmiesznej scenie dialogu Klary i Papkina (tym z krokodylem) z „Zemsty”. Humor tryskał fontannami. Publiczność była zauroczona vis comica, która zaprezentował dyrektor Hołda, zresztą tak samo, gdy na scenę wkroczyli Cześnik z Dyndalskim, w których wcielili się strażnik miejski Robert Jawor i pracownik UM Marek Maciuszek. Ich niewprawna próba pisania listu ("Bardzo proszę... mocium panie, Mocium panie ma wezwanie, Mocium panie, wziąć w sposobie”) wzbudziła powszechną wesołość. Nie inaczej było, gdy na scenie pokazali się dyrektor MDK Anna Kocot-Maciuszek i radny Wojciech Cholewa, odtwarzając scenę z „Dam i huzarów”.
Czytać Fredrę mógł dosłownie każdy, kto tylko nie bał się stanąć oko w oko z kilkudziesięcioosobową publiką. Odważyły się na to dwie osoby: p. Andrzej Krasoń i p. Romualda Przybyło, zbierając brawa za dykcję i… odwagę.
Organizatorzy zadbali, by ta impreza była atrakcyjna nie tylko dla dorosłych. Dlatego zaprosili dzieci do konkursu plastycznego, polegającego na pokolorowaniu osiołka – też jednego z fredrowskich bohaterów. By ułatwić im zadanie z nieodległej Brzeźnicy przyjechał Rząd – tak, to nie pomyłka, gdyż tak wabi się przesympatyczny osiołek ze stada pp. Jasińskich. Kto wie, czy to on jednak nie był największą atrakcją sobotniej, arcysympatycznej imprezy…