Dni Bochni to nie tylko koncerty
Pogoda tradycyjnie nie rozpieszcza nas podczas święta miasta – w sobotę padało, dla odmiany w niedzielę było chłodno. Dlatego nie każdy chciał sterczeć przed sceną, marznąc i moknąc w oczekiwaniu na swego idola. Co miał zatem do wyboru?
Od niedzielnego (15 czerwca) przedpołudnia na Rynku trwał Bocheński Jarmark Kulturalny. Określenie trochę na wyrost, bo znaleźliśmy tylko jedno stoisko w prawdziwie artystycznymi wyrobami (ikony), reszta to kramy z plastykową tandetą. Można było za to uwiecznić się na muralu „Jestem z Bochni”, z czego korzystały zwłaszcza dzieci. Ciekawe były też prace laureatów przeglądu „Młodzi Plastycy”.
Idźmy dalej – rokrocznie świętu miasta towarzyszy „Piknik Europejski”, gdzie próbuje się przekonać nas, jakim to skarbem dla wszystkich jest przynależność do Unii Europejskiej, a my udajemy, że w to wierzmy;), za to dzieciaki mają frajdę, bo można sfotografować się w towarzystwie szczudlarzy, za darmo pomalować twarz albo wziąć udział w konkursie z nagrodami.
Przenosimy się z nieco sennego rynku na plac przy ul. Floris, gdzie rozłożyło się wesołe miasteczko. Nie wiadomo dlaczego, ale branżą tą bezapelacyjnie rządzą Czesi, którzy na tegoroczne święto miasta przywieźli ze sobą kilka karuzel (głównie dla młodszych dzieci), autodrom (dla niespełnionych mistrzów kierownicy, zwłaszcza po 40-ce) mini-rollercoaster i przede wszystkim „kamikaze”, po opuszczeniu którego niektórzy wychodzili z zielona twarzą…
Wracamy na Rynek, gdzie właśnie zaczyna się blok koncertowy, ale o tym już w innym miejscu.