Kategoria: Historia dla Ciebie
Opublikowano: 2022-11-13 19:35:42 przez Czas2012

Oddziały Rzeczypospolitej na Kremlu - hetman Stanisław Żółkiewski

Nie tak dawno, bo w 2020 roku obchodziliśmy czterechsetną rocznicę nieudanej bitwy pod Cecorą. W wyniku jej następstw bohaterską śmierć poniósł Stanisław Żółkiewski - jeden z najwybitniejszych hetmanów w historii Rzeczypospolitej. Pomimo tego, że żył on tak dawno jego niezwykłe sukcesy, szlachetna osobowość i gotowość do obrony granic mogą być dla nas ponadczasowym przykładem męstwa i patriotyzmu.

Ród Żółkiewskich, herbu Lubicz, wywodził się prawdopodobnie z Mazowsza, ale osiadł na Rusi Czerwonej. Ojciec hetmana, także Stanisław, odznaczył się jako dzielny żołnierz, walcząc wraz ze swoim bratem Mikołajem w wielu kampaniach wojennych. Stanisław urodził się w 1547 roku i wydaje się, że miał szczęśliwe dzieciństwo. Rodzic przyszłego hetmana odziedziczył spory majątek, ale sam w znacznym stopniu go powiększył i pod koniec swojego życia był już właścicielem 30 wsi. Już jako uczeń młody Stanisław zafascynował się dziełami Horacego, Cycerona i Wergiliusza, a później także Jana Kochanowskiego. Zamiłowanie do starożytności znalazło odzwierciedlenie w systemie wartości przyszłego hetmana. Jego kariera polityczna rozwijała się jednak dość powoli. Zanim ostatecznie w 1618 roku (w wieku 71 lat) został hetmanem wielkim koronnym zdążył wielokrotnie zabłysnąć na polach bitwy i być czynnym uczestnikiem wielu ciekawych i niezwykle istotnych dla losów Rzeczypospolitej wydarzeń.

Niebywale ważną rolę w życiu Żółkiewskiego odegrał jego wpływowy krewniak Jan Zamoyski. To przy nim młody Żółkiewski rozpoczynał swą wojskową i polityczną karierę. W 1573 roku Stanisław wyjechał z delegacją posłów do Paryża, żeby oznajmić Henrykowi Walezemu jego wybór na króla Polski. Pełnił także funkcję sekretarza króla Stefana Batorego. Już podczas wojny Rzeczypospolitej z Gdańskiem, Żółkiewski odznaczył się w bitwie pod Lubiszewem, w 1577 roku. Uczestniczył też w wyprawie Stefana Batorego na Moskwę. Żółkiewski musiał także stawać przed kontrowersyjnymi zadaniami związanymi z wewnętrznymi problemami, jak konflikty Batorego ze szlachtą. Najgłośniejszy z nich łączył się ze sprawą braci Jana, Andrzeja, Samuela i Krzysztofa Zborowskich .

W 1588 roku Żółkiewski został mianowany hetmanem polnym koronnym (zastępcą hetmana wielkiego koronnego). Wypełnianie nowych obowiązków wymagało wielu poświęceń, jak poruszanie się po olbrzymim obszarze kraju w celu zapewnienia bezpieczeństwa. Mimo dużego majątku, którym Żółkiewski dysponował, prawie nigdy nie miał czasu na cieszenie się nim z bliskimi w rodzinnych stronach. Żona Stanisława, Regina potrafiła jednak bardzo dobrze zarządzać dobytkiem. Przykładem olbrzymiego zakresu służby hetmana może być czuwanie nad bezpieczeństwem Kresów południowo-wschodnich, a także angażowanie się w konflikty zbrojne ze Szwecją. Żółkiewski w 1600 roku, razem z Zamoyskim udał się na teren dzisiejszej Rumunii, a niedługo potem musiał dostać się około 1500 km na północ, do dzisiejszej Estonii. Tego typu działaniom trudno było sprostać, ale Żółkiewski przez całe swoje życie był gotów do tego typu poświęceń. Zdawał sobie sprawę, że nie przybycie z wojskiem na czas w takich sytuacjach będzie oznaczało dotkliwe straty. Do sukcesów Żółkiewskiego należy także zaliczyć pokonanie sił rokoszu Zebrzydowskiego w bitwie pod Guzowem w lipcu 1607 roku.

4 lipca 1610 roku był chyba dniem, w którym sława Żółkiewskiego rozbłysła najbardziej. Wtedy to pod Kłuszynem (między Smoleńskiem a Moskwą) została stoczona, jak niektórzy uważają, najbardziej efektowna bitwa w historii polskiego oręża. Do wojny z Rosją doszło m.in. z powodu zawarcia przez wielkiego księcia moskiewskiego Wasyla III układu przeciwko Rzeczypospolitej ze Szwecją. Konflikt zbrojny, który się rozpoczął można nazwać wojną o Smoleńsk. W tym miejscu pozostał król Zygmunt Waza, a Żółkiewski wraz ze swoim doborowym wojskiem udał się dalej na wschód, aby zablokować odsiecz idącą od Moskwy. Armia moskiewsko-szwedzka w momencie bitwy liczyła łącznie 20-30 tys. ludzi (najemników szwedzkich pod wodzą Jacoba de la Gardie było ok. 4 tys., wojskami rosyjskimi dowodził Dymitr Szujski). Andrzej Przepiórka i Przemysław Gawron, szacują łączną liczbę żołnierzy Żółkiewskiego w momencie bitwy na około 3600. Naprzeciw wrogich oddziałów hetman rozwinął do natarcia prawe skrzydło jazdy kozackiej, pod dowództwem Samuela Dunikowskiego i Marcina Kazanowskiego. Na lewym, naprzeciwko Szwedów, znalazł się pułk husarii dowodzony przez księcia Janusza Poryckiego, wspomagany przez odział Kozaków zaporoskich. Bitwa zaczęła się około 5 rano. Husarii udało się dokonać nawet 8 do 10 szarż, czyli: atak, nawrót i znów atak. Świadczy to o fenomenalnym wyszkoleniu, wielkiej odwadze i duchu walki tej formacji w tym czasie. Mimo miażdżącej dysproporcji sił, w ciągu 5 godzin hetmanowi udało się osiągnąć pod Kłuszynem błyskotliwe zwycięstwo. Bitwa ta otwarła drogę na Moskwę.

Żółkiewski nie dał swoim żołnierzom dużo czasu na odpoczynek. W spisanej przez siebie dwa lata później relacji zatytułowanej Początek i progres wojny moskiewskiej pisał po staropolsku: „w wojsku siła poranionych, zostawić ich miejsca nie było po temu, [tylko] przyszło ich siła na woziech wieźć, bo na koniach nie mogli. Marło ich siła. Co, acz żałosna było panu hetmanowi [chodzi o samego Żółkiewskiego], patrząc jednak na to, iż za zabawą zwycięstwo w pożytek by nie poszło, chciał w świeżym razie, w świeżym strachu na Szujskiego nastąpić”.

W obliczu tych nieszczęśliwych dla Carstwa Moskiewskiego wydarzeń, obalony został ostatni car z rodu Rurykowiczów, Wasyl Szujski. Po władzę sięgnęła tam rada składająca się z siedmiu bojarów, reprezentujących najznaczniejsze rody: Mścisławskich, Golicynów, Szeremietiewów, Trubeckich, Romanowów, Worotyńskich i Kurakinów. Nie znalazł się tam jednak niezwykle ważny autorytet – stary patriarcha moskiewski Hermogenes. Był on zdecydowanym przeciwnikiem układów z Polakami i przewidywał powołanie na nowego cara przedstawiciela rodu spowinowaconego z Iwanem Groźnym. Członkowie rady byli natomiast zwolennikami rozmów z Żółkiewskim. Żołnierze polskiego hetmana nie próżnowali. Wojska hetmana dotarły 3 sierpnia pod Pole Chodyńskie, znajdujące się mniej więcej 5 km od murów Moskwy. Jak pisze Andrzej Nowak widok wielkiego miasta musiał robić na przybyszach spore wrażenie: „Stolicę carów zamieszkiwało w owym czasie około sto tysięcy ludzi, a więc tyle ile w Gdańsku, Krakowie i Poznaniu - razem wziętych”. Sama siedziba carów, znajdująca się w centrum, przy rzece Moskwie imponowała swoją powierzchnią 25 hektarów – pięć razy większą niż Wawel. Wspomnieć trzeba też o niezwykle długich, wysokich i grubych murach broniących wejścia na Kreml. Oprócz tego miasto było położone w taki sposób, że do Kremla przylegała główna dzielnica handlowa – Kitajgorod, tworząc z nim wspólny system obronny. Umocnienia te uzupełniały rzeki Moskwa i Nieglinnaja. Zdobywanie tak dobrze ufortyfikowanego i bronionego miasta szturmem byłoby zadaniem karkołomnym.

6 sierpnia doszło do rozmów z wysłannikami rady bojarów. Negocjacje trwały trzy tygodnie i jak znów pisze Andrzej Nowak „zawarte i zaprzysiężone zostało porozumienie, które miało otworzyć wrota Moskwy wojskom hetmana – jako „straży przedniej” nowego cara: królewicza Władysława”. Możemy się w tym miejscu zastanowić dlaczego doszło do tak niezwykle korzystnego dla Żółkiewskiego porozumienia? Aby odpowiedzieć na to pytanie powinniśmy przedstawić jeszcze wątek Dymitra Samozwańca II, którego wojska w obecnej chwili również stanowiły zagrożenie dla Moskwy. Rada bojarów uznała za mniejsze zło rozmowy z Żółkiewskim. Wynikało to z kalkulacji. Członkowie rady byli w stanie obiecać tron kandydatowi królewskiemu, w zamian za usunięcie Samozwańca z pomocą hetmana. Porozumienie Żółkiewskiego z bojarami było jednak w dwóch bardzo istotnych miejscach odbiegające od tego, czego chciał król Zygmunt. Po pierwsze oznaczało ono zgodę na przysłanie do Moskwy królewicza Władysława na koronację i jego przejście na prawosławie. Po drugie zaś rezygnację Rzeczypospolitej z jej dotychczasowych zdobyczy terytorialnych, przede wszystkim oblężonego Smoleńska, co ośmieszyłoby przebywającego tam od bardzo długiego czasu z częścią wojsk króla.

Przyjęte przez Żółkiewskiego warunki były więc mocno kontrowersyjne, ale zarazem bardzo śmiałe i kuszące. W grę mogła wchodzić nawet unia polsko-moskiewska, ale czy rzeczywiście były na to szanse? Należy mieć wiele wątpliwości czy w moskiewskich realiach umowa przetrwałaby próbę czasu. Nie wiadomo czy dotrzymaliby jej ambitni bojarzy oraz jaki wpływ na jej utrzymanie miałby patriarcha Hermogenes i prawosławne duchowieństwo. Wróćmy jednak do Żółkiewskiego. Hetman zgodnie z umową, pojawił się naprzeciw obozu zwolenników Samozwańca II. Do rozlewu krwi jednak nie doszło, a ten ostatni przedostał się do Kaługi (na południowy zachód od Moskwy). Największe kontrowersje wzbudzała kwestia przejścia królewicza Władysława na prawosławie. Żółkiewski miał świadomość, że gorąco przywiązany do katolicyzmu Zygmunt III nie zgodzi się na konwersję syna i starał się odnosić do tego żądania w sposób wymijający. Sprawę chrztu Władysława w obrządku prawosławnym odsyłano więc na rokowania z królem. Ceremonia zaprzysiężenia umowy była niezwykle uroczysta. Wojciech Polak pisze o uroczystym bankiecie wyprawionym przez Żółkiewskiego w jego obozie. Przybyło tam wielu wpływowych bojarów moskiewskich. Hetman miał również zjednać gości hojnymi podarunkami takimi jak konie, pałasze czy szable. Co ciekawe bojarzy zrewanżowali się i 2 września 1610 r. również wystawili bankiet.

Król naturalnie cieszył się z sukcesów Żółkiewskiego, ale do jego poczynań dyplomatycznych odnosił się już ze sporą rezerwą, a o uroczyście przyjętej umowie mógł jeszcze nie wiedzieć. Wynika to z dość bogatej korespondencji między nimi. Do Żółkiewskiego został ostatecznie wysłany poseł Aleksander Gosiewski wraz z towarzyszącym mu Fiodorem Sołowieckim. Posłowie zostali zaopatrzeni w znacznie jaśniejsze niż do tej pory instrukcje. Król nakazał dyplomatom zdobywać przychylność ludzi w Moskwie, współpracując przy tym z Żółkiewskim. Mieli także zapewniać bojarów, że Władysław obejmie tron moskiewski, ale dopiero wtedy, gdy sytuacja się uspokoi. Dodatkowo zachowane miały zostać wszystkie moskiewskie obyczaje i religia prawosławna z jej przywilejami. Zygmunt III jak już wspominaliśmy zdecydowanie nie zgadzał się natomiast na konwersję syna i zdania nie zmienił. Gosiewski i Sołowiecki otrzymali też listy do przekazania różnym możnym w Moskwie. Cała akcja dyplomatyczna była więc przygotowana na szeroką skalę i mogła przynieść dobre rezultaty. Różnice między wizją króla, a wynegocjowanym przez Żółkiewskiego układem były jednak bardzo istotne. Nachodziła jednak jesień, a sytuacja w Moskwie wciąż była gorąca i niepewna. Wybuch rozruchów wisiał w powietrzu. Zaistniała sytuacja z naszej perspektywy może wydawać się jednak niepojęta. Wojskami Rzeczypospolitej i to na życzenie wpływowych bojarów, którzy nie czuli się bezpiecznie, obsadzony został Kreml, a także inne ważne strategicznie punkty miasta. Miało to miejsce między 29 sierpnia a 9 października 1610 r. Żółkiewski został gubernatorem carskiej stolicy w imieniu królewicza Władysława. Gdy końcem października hetman wyjechał pod Smoleńsk, by spotkać się z królem, swoje obowiązki powierzył Aleksandrowi Gosiewskiemu.

Wytyczne, które otrzymali moskiewscy posłowie, przygotowywane również przez nieprzychylnego Polakom patriarchę Hermogenesa były bardzo surowe, a nawet brutalne. Cytując znów za Nowakiem „Instrukcja poselstwa (…) żądała twardo niemal natychmiastowego chrztu królewicza Władysława w obrządku prawosławnym – jeszcze w Smoleńsku; kary śmierci dla każdego, kto ośmieliłby się w państwie moskiewskim porzucić prawosławie; ograniczenia do minimum polskiego orszaku nowego cara; utrzymania wszystkich ziem, które Moskwa posiadała przed wojną 1609 roku, a więc również odstąpienia króla od oblężenia Smoleńska”.

Król stanął przed bardzo obiecującą, ale i niezwykle skomplikowaną sytuacją. Wojciech Polak uważa, że monarcha po prostu obawiał się, że Żółkiewski za bardzo ufa bojarom. Zygmunt III miał słuszne obawy, że utrzymanie przez Władysława tronu moskiewskiego może być dużym problemem. Królewicz był jeszcze młody, a biorąc pod uwagę fakt, że sytuacja polityczna w Moskwie była bardzo gorąca, łatwo mógłby paść on ofiarą spisku czy rozruchów. Zygmunt III już prędzej samego siebie widział w roli cara, jednak absolutnie nie brał pod uwagę przejścia na prawosławie, a także nie godził się na oddanie Smoleńszczyzny.

Na nieszczęście królewskich i hetmańskich ambicji położenie bojarów i delegatów moskiewskich w nieoczekiwany sposób się poprawiło. W końcu grudnia zamordowany został Dymitr Samozwaniec II. Zbrodni tej miał dokonać Piotr Urusow, naczelnik jego tatarskiej straży przybocznej. Nadzieje Żółkiewskiego na unię stawały się coraz mniej realne. Na sile przybrały również akcje propagandowe wymierzone przeciwko Polakom, choć jak twierdzi Nowak wśród wojsk stacjonujących w Moskwie blisko połowę stanowili wyznawcy prawosławia. W styczniu 1611 r. wojewoda riazański Prokop Lapunow wypowiedział posłuszeństwo Władysławowi i zwołał pospolite ruszenie. Aleksander Gosiewski dowodzący teraz oddziałami w Moskwie zdecydował się natomiast na internowanie Hermogenesa. Masowe rozruchy zaczęły się w stolicy 28 marca. Następnego dnia doszło do walk w dzielnicy Kitajgorod. Zabarykadowane w wąskich uliczkach polskie oddziały podpaliły domy, aby móc się wycofać. Udało im się przedrzeć w stronę Kremla. Nastroje wobec nich były jednak coraz gorsze. W kolejnych dniach rozpoczęło się coraz ściślejsze oblężenie oddziałów polskich. Bojarzy pozostali wierni broniącej się załodze, obawiając się o własne życie. Wkrótce zmarł patriarcha Hermogenes. Sytuacja oblężonych była trudna, ale w obozie powstańczym również panował chaos. Przebywający pod Smoleńskiem Żółkiewski czuł się coraz bardziej zakłopotany. Rozumiał, że czas działa na niekorzyść interesów Rzeczypospolitej i niewiele da się już zrobić. Hetman postanowił udać się nie do Moskwy, lecz na południe, nad zagrożoną granicę siedmiogrodzką. Odjechał świadom niespełnienia swoich ambitnych koncepcji politycznych. W nocy z 12/13 czerwca 1611 r. wojska królewskie zbrojnie zdobyły upragniony Smoleńsk. Sukces króla był ogromny, ale Zygmunt III niestety popełnił wkrótce znaczący błąd. Zdecydował się powrócić do Warszawy na zbliżający się Sejm lekceważąc przy tym oblężonych w Moskwie żołnierzy. Zadanie to jak pisze Wojciech Polak „Powierzał w swoich planach oddziałom Jana Piotra Sapiehy i inflanckim wojskom Jana Karola Chodkiewicza. Król wyraźnie nie doceniał stopnia zagrożenia załogi polskiej w Moskwie. Doprowadzało to wkrótce do katastrofy”.

/media/user/images/upload/Listopad/Listopad 2022/Zolkiewski_Moskwa.jpg

Podczas gdy w Rzeczypospolitej hucznie świętowano wojenne sukcesy, położenie obleganych w Moskwie stawało się coraz gorsze. Przybyła tam wprawdzie odsiecz Chodkiewicza, ale liczyła ona jedynie 2 tysiące żołnierzy. Dostało się tam również wojsko Sapiehy, ale było ono zdemoralizowane, a sam dowódca wkrótce zmarł. Na kapitulację polskiej załogi mimo coraz trudniejszej sytuacji i wielkiego głodu trzeba było jednak jeszcze długo poczekać. Została ona podpisana dopiero 6 listopada 1612 r. Jak pisze Wojciech Polak „Akt kapitulacyjny głosił, że Polacy w zwartym szyku, ze sztandarami i łupami, będą mogli wrócić do Rzeczypospolitej. Nie został on dotrzymany: dużą część żołnierzy (w tym całą piechotę) Moskale wymordowali, pozostałych wzięli do niewoli (…)”. Tak oto kończyła się niezwykła i spektakularna, ale ostatecznie bardzo gorzka historia oddziałów Rzeczypospolitej na Kremlu.

Aleksander Cepak

Literatura: