Gen. Okulicki - czy to koniec pięknej legendy?
Złamał rozkazy Naczelnego Wodza
Okulicki to jeden z najczarniejszych charakterów jakie działały w AK. Razem z generałem Tatarem jest podejrzewany o zdradę i kolaborowanie na rzecz sowietów. Stwierdził to wprost prof. Paweł Wieczorkiewicz, jeden z najwybitniejszych znawców tamtych czasów. Nikt jego wypowiedzi nie zaprzeczył.
Okulicki łamał rozkazy, wykazywał się niebywałą niesubordynacją, podczas śledztwa sam wyszedł z inicjatywą współpracy do sowietów, udzielał im instrukcji jak rozbrajać polskie podziemie, zawiązał spisek w Komendzie Głównej AK, który doprowadził do najtragiczniejszego powstania w dziejach całej chyba polskiej historii i ostatecznie ujawnił i rozbił AK dając się jak dziecko wypuścić sowieckiej bezpiece, jadąc na negocjacje, które tak naprawdę były próbą ustawienia się i wynegocjowania stanowisk w przyszłym rządzie instalowanym nad Wisłą przez Sowiety.
Takie tezy coraz częściej pojawiają się w różnego rodzaju periodykach czy tygodnikach o treści historycznej. Milczenie w sprawie „pięknych legend” przerwał najdobitniej Piotr Zychowicz publikując 2013 roku książkę „Obłęd ’44”. Jak przyznał napisał ją dla ludzi dorosłych, a nie dla dzieci, którym zazwyczaj opowiada się piękne bajki. Do tej pory nikt, żaden historyk nie zarzucił mu, że napisał nieprawdę. Można więc przyjąć, że zdarzenia, wypadki jakie opisuje i tezy jakie przedstawia są prawdziwe. Tytuł dotyczy Powstania Warszawskiego lecz książka traktuje także o całościowej polityce polskiego rządu na emigracji.
Zdaniem Zychowicza, które także podzielam, ówczesne władze Polski z Sikorskim na czele, popełniły zbrodnię zdrady podejmując kolaborację z reżimem stalinowskim. I nie chodzi tu o zdradę dokonaną przez komunistów. Zdrada ta zaczyna się od układu Sikorski-Majski po rozkaz do Akcji Burza, która miała na celu nie walczyć z sowietami lecz się ujawniać i podejmować z nimi współpracę. Walczyć miano natomiast z Niemcami. Tak naprawdę akcja ta zamiast współpracy z bolszewikami doprowadziła do wydania w łapy NKWD, na poniewierkę i śmierć masę żołnierzy AK. Ostatecznie doprowadziła do tragicznego w skutkach rozkazu do Powstania Warszawskiego, leżącego tylko i wyłącznie w interesie Stalina, w którym główną rolę odegrał Leopold Okulicki.
Niestety piękna legenda Okulickiego załamała się wraz z nastaniem okupacji sowieckiej. Do tego czasu pułkownikowi trudno coś zarzucić, wręcz przeciwnie, można pozazdrościć pięknego życiorysu pełnego wiernej, wzorowej służby, pełnej patriotyzmu i oddania. Niestety w życiu Okulickiego nastąpił rozłam.
W sumie tytułowanie Okulickiego generałem jest problematyczne. Do dziś nie jest wyjaśnione co powodowało szefem Sztabu Naczelnego Wodza generałem Stanisławem Kopańskim, że 8 października 1945 roku, kiedy Okulicki siedział po raz drugi w sowieckim więzieniu, skreślił generała Okulickiego ze stanu Polskich Sił Zbrojnych. Po prostu Okulicki został usunięty z szeregów. Takie skreślenie oznacza, że z tym dniem przestał być generałem i żołnierzem w ogóle, jak by Okulickiego nigdy w polskiej armii nie było. Nigdy w życiorysie żadnego polskiego oficera nie zdarzył się taki epizod, nikt nie został poddany takiej sankcji. Dlaczego zrobiono coś takiego i jakie informacje o Okulickim dotarły do Londynu? Generał Kopański do końca życia nie ujawnił motywów tej decyzji.
Skąd mógł się wziąć ten zagadkowy epizod w życiorysie Okulickiego? Można dywagować ale nie ulega wątpliwości, że Okulicki, przez brak pełnego dostępu do sowieckich archiwów, jest postacią zagadkową. Niestety, jedną z czarniejszych postaci wyższych oficerów AK, którego podejrzewa się o współprace z sowietami i doprowadzenie do wybuchu Powstania Warszawskiego, czyli działanie w interesie Sowieckiej Rosji. Prof. Paweł Wieczorkiewicz powiedział to wprost w wywiadzie dla Rzeczpospolitej, fragment:
PW: […] Na Powstaniu zyskała tylko jedna strona – Sowiety. Należy sobie zadać pytanie, czy Stalin mógł, a jeżeli tak, to w jaki sposób, wpłynąć na to, że Warszawa akurat 1 sierpnia stanęła do walki. Odpowiedź na to pytanie mogłaby okazać się szokująca.
Dlaczego?
PW: Agentem sowieckim był człowiek, którego głos podczas dyskusji był głosem decydującym. Człowiek, który przekonał do koncepcji powstania innych oficerów. Generał Leopold Okulicki.
Ależ panie profesorze, Okulicki zmarł w 1946 roku na Łubiance! Niewykluczone, że został zamordowany przez bolszewików.
PW: To jest akurat bardzo prawdopodobne. Sowiety często pozbywały się jednak w ten sposób swoich agentów, kiedy już odegrali wyznaczoną im rolę. […]
Milczy się na temat szczegółów pobytu Okulickiego w sowieckim więzieniu. Okulicki trafił do sowieckiego więzienia dwa razy. Za pierwszym razem w styczniu 1941. Podczas pierwszego przesłuchania nie załamał się mimo, że stosowano wobec niego ciężkie represje. Niestety, podczas drugiej serii przesłuchań został złamany i lektura jego zeznań jest bardzo przykra. Okulicki wydał wszystkich i wszystko co wiedział. Obszernie informował o nazwiskach, pseudonimach, adresach, kanałach przerzutowych, ilości broni i partyzantów, strukturze Związku Walki Zbrojnej i charakterystykach oficerów. Jego zeznania były dla NKWD bezcenne i doprowadziły do represji wydanych osób np. generała Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego, siedzącego w sowieckim łagrze, którego Sowieci wcześniej nie rozpoznali. To co jest jeszcze bardziej przykre to fakt, że Okulicki złożył również deklarację następującej treści:
„W przekonaniu, że zwycięstwo ZSRR da Narodowi polskiemu możność życia i rozwoju narodowego, kulturalnego, gospodarczego i politycznego, zeznanie swoje napisałem i deklaruję chęć dalszej pracy. Będzie Polska czerwona, dobrze, byle tylko była. Zrobi to jej zresztą dobrze, wyzwoli i odkryje nowe, nieznane dotąd siły Narodu”.
Nie można potępiać Okulickiego za to, że się w sowieckim więzieniu złamał. Nie trzeba nikomu tłumaczyć czym było sowieckie przesłuchanie. Chodzi o ustalenie faktów i poznanie życiorysu Okulickiego takiego jakim był, a nie opowiadanie o nim kolorowych legend. Zwłaszcza, że jego pomnik stoi w centrum naszego miasta. Mimo, że z powodu bardzo ciężkich okoliczności w jakich się znalazł i załamania się, Okulickiego nie można jednoznacznie oceniać, to jednak nie ulega kwestii, że Okulicki z więzienia został zwolniony i za to co robił potem można go już winić i oceniać. Już samo zwolnienie Okulickiego daje do myślenia, mimo podpisanego wcześniej porozumienia Sikorski-Majski, mającego przywrócić stosunki dyplomatyczne między Polską a ZSSR. Na jakiej zasadzie i z jak odmienionym Okulickim wypuszczono go z więzienia? Można na ten temat tylko spekulować. Zwłaszcza, że dowiedzieliśmy się, że Okulicki samowolnie zaproponował sowietom współpracę. Ale zdarzył się pewien cud w polskiej armi. Mimo, że Okulicki przyznał, że zaproponował sowietom formę współpracy nie tylko nie został aresztowany czy rozstrzelany jak np. pułkownik Albrecht, który podobne oferty współpracy składał Niemcom, nie tylko nie poddano go obserwacji ale został nawet awansowany na szefa sztabu przy gen. Andersie i potem dowódcą 7. Dywizji Piechoty. Wnioski nasuwają się same – pisze Zychwicz i trudno odmówić mu racji – w AK najwyraźniej stosowano podwójne standardy. Za oferty składane Niemcom skazywano na rozstrzelanie, za oferty w stronę sowietów, można było awansować.
Kolejnym przykrym i zadziwiającym epizodem w służbie Okulickiego jest niesubordynacja i łamanie rozkazów, co w przeszłości się w jego wykonaniu nigdy nie zdarzało. Niesubordynacja wobec przełożonych mogła być więc konsekwencją jego pobytu w sowieckim więzieniu. W okolicznościach rocznicy powstania najbardziej przykry i zdumiewający jest fakt złamania rozkazu naczelnego wodza gen. Sosnkowskiego. Okulicki został wysłany do Warszawy z misją i rozkazem by wszelkimi sposobami zapobiec i nie dopuścić do wybuchu powstania w Warszawie. Taki otrzymał – nie polecenie - lecz rozkaz. Został zrzucony do kraju na spadochronie, w ramach operacji lotniczej, w grupie „Weller 29” zrzuconej w okolicach Wierzbna. Rozkazu tego nie wykonał. Wiemy z zeznań i pamiętników oficerów i generałów Komendy Głównej AK, że Okulicki był jedynym który bez wahania i bez skrupułów parł do powstania.
Relacja m.in. płk Jana Bokszczanina nie pozostawia wątpliwości: Zaczął wymyślać nam od tchórzy; zarzucił, że nie mając odwagi bić się, przeciągamy decyzję; że historia Polski pełna jest precedensów tego rodzaju i że to z powodu takich ludzi jak my kraj tak długo pozostawał pod obcą dominacją – wspominał zastępca szefa sztabu Komendy Głównej AK. Jak dodał, Okulicki "bił też pięścią w stół", a zrezygnowany Bór-Komorowski "zakrył twarz rękami".
To Okulicki jako jego zastępca wymusił na Borze-Komorowskim rezygnację z wyłączenia stolicy z walk powstańczych. Przypomnijmy, że pierwotnie nie zakładano powstania w Warszawie ale jeśli miało by dojść do walk AK z Niemcami, miało się to odbyć na zachód od Warszawy poza granicami stolicy. Tam też zaczęto transportować broń, której później powstańcom zabrakło. Np. przed 1 sierpnia w rejon Białego Stoku wysłano 960 sztuk broni maszynowej. Wiele jednostek AK w stolicy zostało też z tego powodu rozbrojonych. Także Niemcy, mając szpiegowskie informacje o groźbie powstania, urządzali naloty. Przed samym powstaniem zarekwirowali m.in. 78 tys. granatów i 170 miotaczy ognia. Efekt był taki, że jednostki AK poza Warszawą były lepiej uzbrojone niż AK w stolicy. Okulicki jednak nie brał tego pod uwagę i to on był autorem planu stoczenia bitwy w stolicy, bez oglądania się na okoliczności i konsekwencje.
Inne zeznanie: ”Od chwili, gdy przybył Okulicki, wszystko się zmienia. Nie wiem kto go wysłał ani jaka była jego misja lecz wiem, że Powstanie Warszawskie było jego dziełem”. – pisał dalej płk Bokszczanin. „Od chwili przyjazdu Okulickiego prace sztabu AK charakteryzował brak realizmu i powagi, amatorszczyzna. Przez cztery lata pracowaliśmy z niezwykłą drobiazgowością i ścisłością, zarówno w dziedzinie wywiadu oraz ocenie sytuacji, jaki i nad przygotowaniem planów. Mając odwagę patrzenia prosto w twarz rzeczywistości, zawsze trzymaliśmy się jej i umieliśmy dostosować do niej nasze działania. Potem nagle przyjechał Okulicki z sercem przepełnionym energią, lecz głową pełną chaosu. I w ciągu kilku tygodni zniweczył pięć lat drobiazgowej i zapamiętałej pracy”.
Pytanie kto na prawdę wysłał Okulickiego do Warszawy jest przedmiotem poważnej dyskusji wśród historyków badających okres powstania. Oficjalnie wiemy, że Naczelny Wódz gen. Sosnkowski. Ale co i kto kazało Okulickiemu nie wykonać rozkazu i działać wbrew Naczelnemu Wodzowi? Z powodu braku dokumentów na temat Okulickiego możemy się tylko domyślać. Wiemy też, że Okulicki doprowadził do swego rodzaju spisku i zamachu stanu przeciw Borowi-Komorowskiemu, namawiając innych oficerów do zmiany planów co do zarzucenia powstania. Świadomie więc, wbrew instrukcjom działał nielojalnie, łamiąc dyscyplinę wojskową.
Statystycznie na 25 powstańców przystępujących do walki tylko jeden był uzbrojony. AK w Warszawie posiadał 10% uzbrojenia. Ze względu na dotkliwe braki w uzbrojeniu pułkownik „Monter” polecił, aby żołnierzy AK, dla których zabrakło broni palnej uzbrajać w siekiery, kilofy, łomy, a następnie przydzielać do grup szturmowych jako siły pomocnicze. Powstańcy mieli zdobywać broń na Niemcach. Okulicki nie zwracał uwagi na tragiczny stan uzbrojenia. Wpadł natomiast na pomysł, że „przy pomocy młodzieży uzbrojonej w butelki z benzyną…zamieni Warszawę w wielki kocioł, zamknie w nim Niemców i … wytnie wpień”. W rezultacie prawie 3 tysiące młodych żołnierzy AK, większość poniżej 20 lat, bez doświadczenia w walce i praktycznie bezbronnych, stoczyło walkę z doskonale uzbrojoną i kilkakrotnie liczebnie przewyższającą częścią Wehrmachtu stacjonującą wciąż w stolicy.
Kolejna zadziwiająca rzecz to tzw. Proces Szesnastu. Oficjalna wersja mówi, że owych szesnastu nieskazitelnych oficerów AK z Okulickim na czele, podstępnie zwabiono na rozmowy 27 marca do Pruszkowa, gdzie Sowieci zorganizowali konferencję. Tam ich perfidnie zdradzono i aresztowano, po czym NKWD wywiozło ich do Moskwy. Trzeba tu zapytać o jakie rozmowy chodziło? I jak oficerowie AK, z Okulickim, który przeszedł sowieckie więzienie, po Katyniu i jawnej wrogości sowietów do AK, po sowieckich zbrodniach, po bierności wobec Powstania i pacyfikacji AK w wielu rejonach kraju, jak ci ludzie mogli uwierzyć w jakieś pokojowe czy strategiczne rozmowy z sowietami na temat relacji Armii Krajowej z przyszłą sowiecką władzą i osiągnięcie jakiegoś kompromisu? Zwłaszcza, że już w 1943 roku Stalin wyraźnie i oficjalnie powiedział, że nie będzie tolerował na terenie wojennym żadnych sił zbrojnych nie podporządkowanych dowództwu frontu. Dlaczego pojechało ich aż szesnastu i nie bali się o bezpieczeństwo? Uwierzyli w sowieckie słowo honoru? W tym wszystkim zapomina się podkreślić, że żaden z nich nie pojechał tam pod przymusem. Pojechali na zaproszenie i dobrowolnie.
Cat-Mackieiwcz pisał: […] owych 16 polityków zgadzało się na deklarację jałtańską, akceptowało rozbiór Polski i jechali do Rosjan nie, by protestować, lecz by prędzej ująć w swe ręce część władzy i administracji. Sytuacja była paradoksalna. Poszli oni do więzienia, ulegli potem torturom właśnie za swoją prosowieckość, za zgodę na Jałtę, za zgłoszenie się do wykonania programu ustalonego w Jałcie. Sowiety nie miały ochoty z nikim dzielić się władzą nad Polską”.
Tak właśnie wyglądała smutna rzeczywistość tamtego okresu. Okulicki jadąc na rozmowy z sowietami złamał kolejny raz rozkaz tym razem pełniącego obowiązki Naczelnego Wodza gen. Andersa, który surowo zabronił mu ujawniania się i podejmowania jakichkolwiek rozmów czy negocjacji. Identyczne instrukcje otrzymał od premiera Arciszewskiego w depeszy z lutego 1945 roku. Kim więc był Okulicki jawnie łamiąc rozkazy?
Na koniec rzecz jeszcze bardziej przygnebiająca. Po drugim aresztowaniu scenariusz z przesłuchaniami Okulickiego powtórzył się niemal tak samo. Niemal, bo jego kolejne zeznania są jeszcze bardziej tragiczne dla AK. Okulicki już nie tylko sypie ale i udziela instrukcji sowietom jak z AK należy walczyć. Zeznania te są znane z dokumentów jakie przekazali nam Rosjanie podczas tzw. jelcynowskiej odwilży. Opublikowane w tomie: Proces szesnastu: Dokumenty NKWD. Okulicki znów podaje wszystko ze szczegółami. Przedstawił historie podziemia, struktury, ujawnił liczebność oddziałów, nazwiska i pseudonimy dowódców. Przedstawił sposoby łączności, koncepcje i strategie jakie przyjęło polskie podziemie po wkroczeniu Armii Czerwonej. Mówił o zrzutach broni i finansowaniu. NKWD dostało od niego charakterystyki okręgów AK. Przedstawił stosunki między ugrupowaniami politycznymi, zdradził gdzie są organizowane tajne kursy dla polskich żołnierzy z II Korpusu Andersa wysyłanych do okupowanego kraju. Przedstawił dosłownie wszystko co chcieli Sowieci i co pozwoliło im później dosłownie dorżnąć AK – organizację którą SAM DOWODZIŁ! Okulicki po prostu zdradził swoich własnych żołnierzy. Mało tego przekazywał nawet wskazówki co NKWD ma robić by AK rozbroić.
Fragment zeznania Okulickiego: „Poważna część broni rozeszła się razem z ludźmi po terenie. Broń tę dla spacyfikowania kraju należałoby możliwie szybko odebrać. Z początku należy stworzyć dobrze działający aparat administracyjny, a potem go oczyścić z elementów politycznie nieodpowiedzialnych i wprowadzić na ich miejsce ludzi pewnych. Koniecznym jest zlikwidowanie wszystkich organizacji tajnych i jawnych, które nie są w dyspozycji tymczasowego rządu polskiego i przez to mogłyby przejawiać działalność zakłócającą spokój i bezpieczeństwo publiczne”.
Co można sądzić o wyższym oficerze, który nie tylko sypie – to można zrozumieć z racji okrutnych przesłuchań … ale sam udziela instrukcji okupantowi jak rozprawić się z polską podziemną armią, wychodzi z propozycjami współpracy łamiąc przy tym rozkazy przełożonych i pokazując niebywałą nielojalność, dąży wbrew wszystkim do zrealizowania kompletnie poronionego planu walk powstańczych w stolicy, wbrew logice i sztuce wojennej, wiedząc, że nie ma ono żadnej szansy powodzenia.
Czy Okulicki był niemądrym naiwnym karierowiczem, oficerem na niewłaściwym miejscu czy też kolejnym pachołkiem Moskwy? Czy człowiekiem zaślepionym romantycznym zrywem powstańczym za wszelką cenę, któremu nie sprawdziły się kalkulacje, że mocarstwa uklekną gdy zobaczą walczącą Warszawę? Że wstrząśnie tym sumieniem świata? Tego do końca nie wiemy. Mimo braku ostatecznych dokumentów, które zamknięte są w Moskwie, bardzo dużo wskazuje na to i są historycy którzy mówią, że poszedł na współpracę. Ale może dla spokoju umysłu i wygody lepiej wierzyć w piękne legendy i z dumą zwiedzać muzeum Powstania Warszawskiego w przeświadczeniu, że o Powstaniu wszystko już wiemy?
Paweł Wieciech
Pozostaje już tylko i wyłacznie skladać hołd tym tysiącom powstańców i ludności cywilnej, która bezsensownie zginęła i ucierpiała w bezprecedensowej hekatombie, walcząc w wierze, że ich dowódcy podjęli właściwe i przemyślane decyzje w ich interesie. Niestety, zawiedli się.