Odrobina Polski w Czerniowcach
Od panów: Stanisława Dębosza, Marka Kucharskiego i Ireneusza Sobasa otrzymaliśmy list i podziękowania dla tych Czytelników "Czasu Bocheńskiego", którzy wspierali ich (i nadal wspierają) podczas wyjazdów na Ukrainę. Oto jego treść:
"Tak to już jest, że każdy nowy wyjazd na Wschód poszerza naszą wiedzę o ludziach tam mieszkających. Dla jednych Ukraina jest domem, ziemią ojczystą, dla innych miejscem do życia, pochodzącym z wyboru. O siostrach dominikankach z Czortkowa pisaliśmy już nie raz, teraz parę słow. o innym niezwykłym człowieku.
Dostaliśmy od niego zaproszenie do odwiedzenia go na miejscu, na parafii w Czerniowcach. Czerniowce to, odległe od Bochni o ponad 600 km, ćwierćmilionowe miasto w południowo-zachodniej Ukrainie, położone nad rzeką Prut, niedaleko od granicy z Rumunią. Miasto z bogatą historią, miejsce wpływów Mołdawii, Turcji, Austrii, Rumunii i Związku Radzieckiego. Od 1991 r. należy do niepodległej Ukrainy.
W dzielnicy Sadogóra w XIX w. wzniesiony został kościół parafialny pod wezwaniem św. Michała Archanioła oraz budynek plebanii. Po II wojnie światowej kościół i plebania zostały zajęte przez władze komunistyczne (w kościele był m. in. magazyn, a plebanię zamieniono na wielorodzinny budynek mieszkalny). Po upadku komunizmu niewielka wspólnota wiernych odzyskała prawo do zarządzania kościołem. Obowiązujące na Ukrainie prawo nie pozwala jednak na odzyskanie budynku plebanii.
W 2001 r. w parafii pojawił się ks. Krzysztof Sapalski, poprzednio wikariusz w Wietrzychowicach. Wspólnie z, liczącą ok. 300 osób, wspólnotą parafialną podjął się budowy nowego budynku domu parafialnego, w którym znalazło się niezbędne zaplecze duszpasterskie (sala konferencyjna, sale katechetyczne, mieszkanie dla sióstr zakonnych, mieszkanie dla księdza pracującego w parafii). Po oddaniu budynku do użycia dynamicznie rozwinęła się w nim działalność: przy parafii działa młodzieżowy zespół muzyczny, Caritas, Liturgiczna Służba Ołtarza. W 2009 r. ks. Sapalski został proboszczem, a w 2011 r. dziekanem dekanatu Czerniowce. Pracuje w społeczności, w której jest bardzo mało Polaków, a o katolików też niełatwo, gdyż to tereny o silnej dominacji cerkwi greckokatolickiej i kijowskiej autokefalii. Dlatego musiał otworzyć się na inne nacje. Gdy przejechaliśmy na miejsce akurat w salce katechetycznej zaczęły się lekcje, prowadzone przez nauczycielki z pobliskiej szkoły. Próżno było wśród dzieciaków szukać takich z choćby podstawową znajomością języka polskiego. Zresztą i o dzieci coraz trudniej - teren Czerniowiec to obszar silnej emigracji do Polski i nieodległej Rumunii. Wyjeżdżają całe rodziny, głównie ludzie młodzi. Bo bieda, bo bezrobocie, bo brak perspektyw.
Dlatego tak ważne jest wsparcie rycerzy Bożej sprawy, do jakich bez wątpienia zalicza się ks. Krzysztof. Przyjął nas serdecznie i mimo nawału obowiązków pokazał oprowadził po mieście. Czerniowce mogą zachwycić urodą, miasto nie jest tak zaniedbane, jak większość mijanych od polskiej granicy. Widać tu zresztą do dziś rumuńskie wpływy - a o Rumunach ks. Krzysztof wypowiada się w największym uznaniem. To tylko w Polsce pokutuje stereotyp Rumuna-Cygana, obiboka i nieroba, mający niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Mogliśmy zobaczyć więc uniwersytet, czerniowieckie świątynie, efektowne mieszczańskie kamienice i - tu największa niespodzianka - odwiedzić Dom Polski, założony przez Polaków z Bukowiny jeszcze w 1902 r. Placówka, jak opowiada ks. Krzysztof, działa prężnie: odbywają się w niej regularnie wykłady, koncerty, kolportowana jest polska prasa.
Krótki czas, który był nam dany na miejscu, nie pozwolił na pełne poznanie warunków, w jakich żyje polska diaspora. Opuszczając Czerniowce i wracając do Bochni mieliśmy jednak pewność, że pod opieką tak spaniałego człowieka, jakim jest ks. Sapalski, sprosta każdej próbie. Wrócimy tam na pewno".