Bocheński Rynek – betonowy czy zadrzewiony?
Mimo, że na ostateczne zakończenie prac na Bocheńskim Rynku jeszcze chwilę zaczekamy (trwają wciąż jeszcze prace przy montowaniu mechanizmu fontanny), to efekt prac już widać. Oddanie ponad połowy płyty Rynku do użytku daje mniej więcej wyobrażenie jego ostatecznego wyglądu i tego jak będzie się prezentował. Wylało to przysłowiową wodę na młyn krytykom i paliwo dla pewnych bocheńskich środowisk, skupionych na różnych forach internetowych, do komentarzy i wyrażania opinii na jego temat. Jednym z wątków jaki pojawił się podczas internetowej dyskusji jest zdecydowanie negatywne postrzeganie nowego projektu jako „betonozy” i nazywanie projektantów nowego placu jako „betoniarzy”. Chodzi oczywiście o pogląd, że nowo zaprojektowany plac będzie miał za mało zieleni. Czy takie pojęcie jest słuszne?
Co do nowej odsłony Rynku w Bochni dominuje opinia o zbyt małej liczbie drzew i zieleni jaka tam się znajdzie. Wiele osób mówi o wspomnianej „betonozie”, „patelni” czy gorącu jaki zapanuje na Rynku potęgowanym przez odbijanie ciepła od niczym nie zacienionej podczas upałów posadzki. Pojawiają się głosy, że ilość betonu i nieosłoniętej nawierzchni przytłacza i jest jej na tyle dużo, że na jej tle niknie nawet ta skąpa ilość zaplanowanej zieleni. Cienia nie będzie, a w innych miastach, gdzie rynki odnowiono w podobny sposób, na rozgrzanej powierzchni próbuje się ostentacyjnie smażyć jajka.
Ostatecznie jednak krytykujący projekt Rynku i nazywający go „betonozą” mogą nie mieć do końca racji. Mylą najwyraźniej pojęcie rynku z parkiem. Po pierwsze to jak ostatecznie będzie wyglądała zieleń na Rynku przekonamy się za dwa – trzy lata kiedy zaplanowane w rożnych jego częściach nasadzenia zdążą się ukorzenić i rozkwitnąć na tyle, że wydadzą widoczne, bardziej gęste liście czy kwiaty.
Po drugie liczba nasadzeń na Rynku wcale nie jest taka mała. Jak już pisaliśmy łącznie ma być tu posadzonych 80 drzew – 70 wokół samego Ryku. Będą tu rosły graby, cisy czy lipy drobnolistne (plan nasadzeń można zobaczyć TUTAJ). Do tego dojdą jeszcze krzewy, byliny i rośliny cebulowe. Rynek bocheński może wręcz wyróżniać się na tle większości Rynków w Polsce większą ilością zieleni. Ale czy tak rzeczywiście będzie? – zobaczymy.
Po trzecie nowa, zmieniona płyta Rynku pozwoliła na nowo odkryć piękno sylwetek kamienic jakie stoją dookoła, a nowe wypoziomowanie jego powierzchni doskonale ich walory podkreśla. Problem z bocheńskim Rynkiem jest mianowicie taki, że wokół niego nie stoją szczególnie cenne architektonicznie budowle. Nie ma gotyckich, renesansowych, bogatych barokowych czy rokokowych fasad. Rynek bocheński jest pod tym względem ubogi. Niemniej jednak remont stojących wokół niego kamienic pozwolił pięknie pokazać klimat zabudowy miasta głównie z okresu XIX w. gdyż w tym właśnie czasie budowano czy przebudowywano większość kamienic przy Rynku. Wyjątek stanowi klika z nich w tym trzy kamienice przy w południowo - wschodniej stronie centralnego placu, budowane w końcu XVIII w. w stylu późnobarokowym. Nie są one jednak szczególnie bogato zdobione, co jest przecież wyróżnikiem tego artystycznego stylu w sztuce i architekturze. Innym starszym budynkiem jest budynek obecnego muzeum, dawny klasztor dominikanów, sięgający swymi korzeniami XVI w.
Gęste zadrzewienie Rynku mogłoby skutecznie zasłonić i ten skromny walor jakim możemy się przed przyjezdnymi pochwalić, a gęste i wysokie korony drzew mogłyby z pewnością rozproszyć i odwrócić uwagę od okolicznej zabudowy każdego kto by przez Rynek przechodził. Wiedzieli o tym doskonale np. w Zamościu gdzie na rynku nie ma praktycznie żadnego drzewa. Za to głównym punktem programu turystycznego jest otaczająca go unikatowa architektura, której podziwianie nie jest zakłócone przez żadne drzewa.
Trzeba również zwrócić uwagę na fakt, że najbliższe parki – Park Salinarny oraz Plac Turka – znajdują się dosłownie o 2 minuty spaceru od Rynku. Czy miałoby więc sens gęste zadrzewianie kolejnej, tym razem najważniejszej, historycznej przestrzeni jakim jest główny plac w centrum miasta? Chyba jednak nie.
Liczba dni upalnych w roku nie jest także liczna. Gdyby je zsumować nie wiem czy dni z termometrem oscylującym wokół 30 stopni przekroczą w skali roku 3 tygodnie. Może miesiąc w wyjątkowych latach.
Kolejną rzeczą jest odniesienie historyczne. Rynki nigdy nie służyły do parkowych spacerów. W średniowieczu wyznaczane były jako centra lokacyjne od którego zaczynało rozrastać się miasto. Na rynkach prawie w całej Polsce znajdowały się ratusze – centra administracyjne i miejsca spotkań władz miasta i rajców. Tak też było w Bochni, co niezbicie potwierdziły odkrycia archeologiczne. Ratusz stał także na Rynku w Krakowie, a także na środku Warszawskiej Starówki – w obydwu tych przypadkach procesy historyczne i urbanizacyjne doprowadziły do ich rozebrania w XIX w. Na wielu placach centralnych ratusze stoją jednak do dziś i do dziś urzędują w nich Rady Miast.
Rynki to także place handlowe. W Bochni oprócz fundamentów ratusza odkryto także pozostałości jatek kupieckich stojących kiedyś wokół niego. Pokazuje to, że na bocheńskim Rynku handlowano od wieków. Funkcje handlową spełniały także rynki w całym kraju, od średniowiecza. Najlepiej ilustrują to Sukiennice w Krakowie umiejscowione centralnie na środku tamtejszego Rynku, które są znakiem prowadzonego tam wielowiekowego handlu. Dobrą tego ilustracją są archiwalne zdjęcia wielu polskich rynków ukazujących dni handlowe, w tym bocheńskiego w dzień targowy – poniżej:
Rynki raczej nie spełniały roli przestrzeni do relaksujących spacerów. Umiejscowione w centrum miejskiego ruchu, handlu i administracji były miejscami ruchliwymi gdzie drzewa by tylko przeszkadzały. Przyciągały bowiem bogatych mieszczan, stawały się miejscami prestiżowymi i inspirowały do budowy wokół nich, przez wpływowych i zamożnych ludzi, kamienic wyróżniających się bogatą architekturą. Chcieli oni w ten sposób nie tylko upiększyć swoje miasta ale i pokazać swą zamożność. I to właśnie jest obecnie największą atrakcją rynków, która pozostała z tamtych lat. Piękna, historyczna architektura fasad kamienic wokół placów centralnych. Można ją podziwiać w wielu miastach w Polsce od tych najwspanialszych jak Poznań, Wrocław, Kraków, Lublin czy Gdańsk po skromniejsze ale równie klimatyczne i cenne jak Zamość, Sandomierz, Ziembice, Bielsko Biała, Chełmno czy Jarosław.
Ostatecznie gęstego zadrzewienia na rynku nie ma prawie żadne większe czy turystycznie atrakcyjne miasto. Nie ma go Sandomierz, nie ma Kraków ani Wrocław, Poznań, Nowy Sącz czy Kazimierz nad Wisłą. Nie ma dużego zazielenienia w Ziębicach, Wieliczce, Krośnie, Sanoku, Limanowej, Lipnicy Murowanej czy u naszych sąsiadów w Brzesku. Nie ma gęstej zieleni na Rynkach w Wałbrzychu, Gnieźnie, Grójcu czy Białym Stoku. Po prostu rynek nie może być parkiem bo drzewa zasłonią to co jest obecnie jego największym walorem – przestrzeń i architektura ciesząca oko, co oczywiście przyciąga nie tylko mieszkańców ale przede wszystkim turystów i czyni obecne rynki miejscami trochę magicznymi.
Wielu krytyków otwartych placów za przykład wymienia Chełmno gdzie (co widać na zdjęciu poniżej) udało się tam niby połączyć i większe drzewa dające cień i zachować przestrzeń rynku. Z jednej strony tak. Z drugiej strony jest tam jednak odpowiednio dużo miejsca by taki układ pomieścić. Jednak każdy kto zasiądzie w tamtejszej kafejce nie zobaczy tego co można zobaczyć w Krakowie czy Zamościu - okolicznej historycznej zabudowy. Choć akurat o atrakcyjności Chełmna decydują jego inne budowle.
Zadrzewione centra miast jakie można by wymienić to te w Busku Zdroju, Włocławku czy Przemyślu ale jeśli się tam jest, mimo swoich atutów - dużej ilości zieleni oraz zacienienia, nie robią one (moim zdaniem) dobrego wrażenia. Poniżej przykład placu centralnego we Włocławku:
Choć obecnie rynki straciły funkcje handlowe, a z części z nich ratusze zniknęły, to jednak walory architektoniczne i historyczne pozostały i nie pozwalają na przekształcanie ich w place zabaw czy w zadrzewione parki z alejkami do spacerów. Przez zasłonięcie architektury drzewami straciłyby wówczas swój najważniejszy walor. Co więcej w dużej liczbie wokół nich powstały kawiarnie i kluby z których tzw. ogródków podziwiać można otwartą przestrzeń wypełnioną zabytkową zabudową czego najlepszym przykładem jest Kraków, gdzie tysiące turystów siedząc w okalających tamtejszy Rynek kawiarniach delektuje się właśnie takim widokiem.
Poniżej zdjęcia placów centralnych z różnych miast Polski, gdzie w większości z nich rynki pozostawiono otwartą przestrzenią z niewielką liczbą nasadzeń, dzięki której podziwiać można otaczającą go architekturę. Przykłady gdzie drzewa zasłaniają architekturę to Przemyśl ale i Płock gdzie widać to częściowo po bokach. Rynek we Włocławku wypada zdecydowanie najgorzej.
Paweł Wieciech
Foto: Paweł Wieciech