Inflacja - 7 rzeczy które na nią wpływają
Kryzys – skąd się wziął i czego o nim jeszcze nie wiesz?
Wzrastające koszty życia, coraz wyższe opłaty za media i paliwa, wręcz szokujące rachunki dla firm, drożejące artykuły spożywcze, coraz więcej podatków i ogólnie ekonomiczna zapaść to ostatnio żywy temat. Jeszcze dwa lata temu nie mieliśmy takiego zmartwienia. O inflacji mówiono niewiele. Rzadko kiedy bywała wyższa niż cztery procent. Obecnie sięga 18 procent, a rządzący w kraju politycy przerzucają winę za ten bolesny dla nas stan z jednych na drugich. Wygląda to tak jak przerzucanie z rak do rąk gorącego kartofla. Gdzie w takim razie jest źródło ekonomicznego zachwiania i powodu tego, że nasze pieniądze tracą na wartości i ogólnie biedniejemy? Mimo, że na powyżej postawione pytanie organizuje się już całe debaty i wykłady – jakiś czas temu nawet na bocheńskim Rynku – to odpowiedź na to pytanie jest dość prosta i można jej udzielić w kilku zdaniach. Bieda związana z inflacją przyszła od polityków.
Są rzeczy na które ludzie wpływu nie mają np. katastrofy naturalne – wybuchy wulkanów, pożary czy powodzie. Ale akurat z katastrofą inflacyjną, która nas ostatnio dotyka, natura wspólnego nie ma nic, za to jedynym winowajcą tego bolesnego zjawiska jest tylko i wyłącznie człowiek, a konkretnie politycy którzy za inflację odpowiadają i mają lub mogą mieć wpływ na jej wywołanie. Pytanie więc drugie kto taki ma wpływ na wywoływanie inflacji? Tu odpowiedź znów jest prosta. Ci którzy mają władzę ekonomiczną i są odpowiedzialni za drukowanie lub pożyczanie pieniędzy. A kim są ci ludzie? Tu nie trzeba być wizjonerem. Główni decydenci to premier i rząd oraz Prezes Narodowego Banku Polskiego. A kim są konkretnie Ci ludzie wiadomo nie od dziś.
Czym jest inflacja? Według słownikowych definicji najprostsza z nich brzmi: Proces wzrostu przeciętnego poziomu cen w gospodarce. Skutkiem tego procesu jest spadek siły nabywczej pieniądza krajowego. To cytat z popularnej Wikipedii. Podobne znajdują się w każdym słowniku zawierającym słowo inflacja. Mówiąc więc jeszcze prościej i bardziej obrazowo, zanim przejdziemy do konkretnych przyczyn wystąpienia obecnej inflacji, jeśli w tym miesiącu za 100 zł możemy kupić 10 produktów spożywczych to za miesiąc za te same 100zł będziemy mogli kupić już tylko dziewięć, a za kwartał już tylko 7. Nasze 100 zł traci na wartości z powodu tego, że ceny produktów które kupujemy są coraz wyższe. Nasze 100 zł z biegiem czasu i wzrastającej inflacji czyli cen staje się coraz mniej wartościowe. Ostatecznie może dojść do sytuacji kiedy 100 zł będzie już warte tyle ile paczka zapałek i aby kupić te same 10 produktów, które kupowaliśmy kiedyś za 100 zł, trzeba będzie wydać 1000zł lub więcej. Nasze pieniądze tracą na wartości i najlepiej można to sobie obrazowo porównać do wazy gęstej jarzynowej zupy, gdzie zupa to pieniądze przed inflacją. Zupa jest gęsta i pożywna więc ma dużą wartość kaloryczną i odżywczą. I nagle pojawia się premier, minister finansów oraz prezes NBP i dochodzą do wniosku, że zupy jest za mało dla wszystkich. Skąd wziąć więcej zupy by więcej biesiadników było zadowolonych i głosowało na nich? Wpadają na pomysł by do zupy dolać wody. I dolewają. Jaki jest efekt? Zupy jest coraz więcej, coraz więcej osób dostaje ją w coraz większych miskach, są coraz bardziej zadowoleni ale z biegiem czasu i z biegiem zwiększania porcji zauważają, że zupa jest coraz mniej jadalna i ostatecznie zostaje coś na wzór wodzianki, a nie zupy jarzynowej. Jedyne co można z nią wówczas zrobić to wylać do… zlewu. Dokładnie to samo dzieje się z naszymi pieniędzmi, kiedy na rynku pojawia się ich coraz więcej.
Kiedy istnieje równowaga finansowa na rynku wartość pieniędzy jaka krąży w gospodarce odzwierciedla wartość towarów jaka jest wyprodukowana. Ilość pieniędzy jest stała i można za nie kupić tylko określoną ilość towarów. W takiej sytuacji ceny nie rosną bo popyt na towary ogranicza stała wartość i stała ilość pieniędzy na rynku.
Wszystko się jednak zmienia w sytuacji kiedy w gospodarce zaczynają się pojawiać pieniądze z zewnątrz. Pieniądze których nikt nie wypracował i zostały dolane do gospodarki jak woda do zupy w przykładzie podanym wyżej. Na rynku pojawia się coraz więcej pieniędzy, wypłaty są coraz wyższe mimo, że produkcja i podaż towarów jest taka sama. Jakie to pociąga za sobą skutki? Ludzie mając więcej pieniędzy zaczynają coraz więcej kupować. To z kolei powoduje większy popyt i co za tym idzie sprzedawcy zaczynają podnosić ceny.
Skąd pochodzą pieniądze z zewnątrz?
1.Unijne dotacje – każdy praktycznie rząd od lat ogłasza na wszystkie strony, że z Unii dostajemy więcej niż wkładamy. Że Unia nam daje i się opłaca, że jesteśmy płatnikami netto itp. Skoro tak, to niewątpliwie są to pieniądze niewypracowane przez nikogo i są przysłowiową wodą dolewaną do zupy. Dotacje unijne na szczęście nie są wysokie. W porównaniu do polskiego rocznego PKB są to kwoty niewielkie i rozłożone na lata więc impuls inflacyjny nie jest tu wielki, niemniej jednak jest i zawsze istniał.
2.Kolejnym impulsem inflacyjnym mogą być stopy procentowe, które ustala Narodowy Bank Polski. Stopy procentowe ustalane przez NBP mają wpływ m.in. na procent jaki bank może nam wypłacić za trzymanie gotówki na lokacie na określony czas w banku. Kiedy są one niskie ludziom nie opłaca się przechowywać oszczędności w bankach i nie mają motywacji do oszczędzania. Niskimi stopami procentowymi wypycha się więc oszczędności z lokat i zachęca by ludzie więcej wydawali. Ożywia to rynek, niemniej jednak zwiększająca się chęć zakupów stanowi czynnik inflacyjny. Politykę wpływania na niskie stopy procentowe na depozytach bankowych NBP prowadził już od kilku lat. Można to zobaczyć na wykresie w wielu publikacjach. M.in. TUTAJ
Strona żródłowa: sii.org.pl
3.Innym proinflacyjnym działaniem są powszechnie dostępne kredyty. Jak to działa? Kiedy przysłowiowy Jan Kowalski decyduje by założyć konto oszczędnościowe i włożyć do banku np. sumę 100 000 tys. złotych na okres 5 lat, to nie jest raczej możliwe by bank przez 5 lat przechowywał te pieniądze w sejfie. Już za miesiąc suma ta może być wydana w postaci kredytu dla innego Jana Kowalskiego. Oczywiście na wyższy procent niż ten na jaki pierwszy Jan Kowalski zdecydował się założyć konto oszczędnościowe – m.in. z różnicy wysokości oprocentowania czerpią swój dochód banki. Drugi Jan Kowalski otrzyma te pieniądze z przysłowiowego nieba, tzn. on ich nie wypracował, a pojawiły się w jego portfelu. Pieniądze znikąd za niedługo pojawią się na rynku albo w postaci inwestycji na kredyt albo w postaci wydatków konsumpcyjnych. I znów są to pieniądze dolane do gospodarki niczym woda do zupy. Pieniądze puste, z nieba.
4.Kolejnymi pieniędzmi które pojawiły się znikąd to oczywiście pieniądze pożyczane i dodrukowywane, m.in. potrzebne na tzw. programy plus. Tęgie głowy od pijaru i rozpracowywania elektoratu zauważyły, że w dużej części polskiego społeczeństwa pokutuje ciągle mentalność gierkowska, poPRLowska. Że ludzie pamiętają to, że wówczas dostali, że było coraz lepiej (kolorowe TV, Coca Cola, huty, dżinsy i Dworzec Centralny). Nie pamiętają za to jak to się wszystko skończyło i że to wszystko było na kredyt. Perfekcyjnie więc wstrzelili się w tą gierkowską poPRLowską mentalność dużej części Polaków, która podpowiadała, że pieniędzy się nie wypracowuje ale, że pieniądze się należą od rządu by „godnie żyć”. Fachowcy od wyborów demokratycznych długo się nie wahali. Uruchomili więc cały wachlarz programów socjalnych, którym nadano marketingową nazwę „plus”. Mamy więc słynne 500 plus, mieszkanie plus, senior plus itd. To, że nie starczało na to pieniędzy nie było problemem. Po prostu pieniądze pojawiały się jak nie z drukarki NBP to z pożyczek. Był to kolejny impuls inflacyjny który odczuł rynek, a ceny, ze względu na zwiększający się popyt, zaczęły w coraz szybszym tempie iść w górę. Zobacz aktualny dług Polski - TUTAJ. Wzrastały także obciążenia podatkowe. Pieniądze z wyższych podatków także pomagały sfinansować programy „plus”. Zobacz ile podatków i jakie wprowadzili politycy PiS – TUTAJ.
5.Jednak jednam z najpotężniejszych impulsów inflacyjnych były pieniądze z tzw. Tarczy Antykryzysowej. Cała historia tej „pomocy” dla przedsiębiorców potwierdza tylko słynne słowa Miltona Friedmana, że „rząd nie rozwiązuje żadnych problemów, rząd je tworzy”. Otóż trzy lata temu prawie cały świat został opanowany przez widmo straszliwej pandemii. Na początku wyspecjalizowane w propagandzie ośrodki medialne tak to wiarygodnie przedstawiły, że rzeczywiście można było się bać, że koniec jest bliski. Nie minęło jednak pół roku kiedy co bardziej spostrzegawczy i bardziej inteligentni ludzie zaczęli rozumieć, że środki jakie zastosowano do zwalczania niegroźnego w sumie wirusa są zupełnie nieadekwatne do zagrożenia. Dodatkowo cała akcja skoordynowana była już światowo i w prawie wszystkich państwach na świecie walczono z domniemaną pandemią takimi samymi metodami. Ogólnie mówiąc zamknięto całe sektory gospodarki i zamknięto ludzi w domach. Niektóre branże wygaszono całkowicie tak, że stanęły na granicy bankructwa. Był to cały sektor turystyczno-hotelowy, restauracyjny, rozrywkowy, sportowy czy kulturalny. Jaki był pomysł by uniknąć bankructw, masowego bezrobocia i katastrofy ekonomicznej, którą rząd sam spowodował? Uruchomiono program tzw. Tarczy Antykryzysowej. By wypłacić odszkodowania, utrzymać pracowników w firmach które nie pracowały i utrzymać ich bilans płatniczy wypłacano miliony złotych. Rząd nie miał takich pieniędzy. Oznaczało to gigantyczne dodrukowanie gotówki – analitycy szacują, że na polski rynek wpuszczono ok. 260 mld zł pieniędzy dodatkowo wydrukowanych przez NBP. (Podobnie było w innych krajach). Były to oczywiście pieniądze nie wypracowane ale pieniądze wirtualne czyli dolewanie przysłowiowej wody do zupy. To już nie był mały impuls inflacyjny tylko potężne uderzenie proinflacyjne. Taka masa wirtualnego pieniądza, która w przeciągu roku – dwóch pojawiła się na rynku nie mogła nie doprowadzić do wzrostu cen. Kiedy tylko ludziom pozwolono znów normalnie żyć zaczęli te pieniądze wydawać i kwota ponad 200 mld złotych niewypracowanych pieniędzy znalazła się na rynku. Nie było takiej możliwości by inflacja nie przyspieszyła. I … przyspieszyła oczywiście.
6.Europejski System Handlu Emisjami (EU ETS) – znany także jako „wspólnotowy rynek uprawnień do emisji dwutlenku węgla (CO2) to kolejny potężny czynnik który wpłynął na drastyczny wzrost kosztów energii i na inflację Polsce. Na czym ten mechanizm w skrócie polega? Polacy masowo popierając nasze członkostwo w tzw. Unii Europejskiej wybrali także do władzy polityków, którzy bez zastanowienia zobowiązali się uczestniczyć w polityce ograniczania emisji CO2 w krajach Unii. Jest to system handlu emisjami dwutlenku węgla Emission Trading Scheme (ETS) w Unii Europejskiej. Unia Europejska jest jedyną grupą państw na świecie, które wprowadziły na tak dużą skalę obowiązkowy system tego rodzaju handlu. Oznacza on, że każde państwo ma limit w produkcji dwutlenku węgla i musi sobie wykupić pakiet CO2 na każdy rok. Poniżej wykres jak ostatnimi laty wyglądały ceny tych pakietów, których cena kształtuje się w oparciu o zwykły kurs giełdowy. (Giełdy ECX (European Climate Exchange) w Londynie, EEX w Lipsku i EXAA w Wiedniu. Kogo dotknęły najbardziej te drastyczne podwyżki: elektrownie wytwarzające energię z paliw kopalnych, przemysł węglowy: koksownie, rafinerie, hutnictwo żelaza, stali i aluminium, przemysł cementowy i wapienniczy, produkcja gipsu i włókien mineralnych, przemysł szklarski, ceramiczny i ceglarski, celulozowo-papierniczy, chemiczny, produkcja gazów technicznych (podtlenek azotu, fluorowęglowodory), a także ruch lotniczy.
Strona żródłowa: subiektywnieofinansach.pl
Zobacz także TUTAJ
To tłumaczy dlaczego w grudniu 2021 roku bocheński szpital pokazał nam pierwszy horrendalnie wysoki rachunek za energię gdzie podwyżka sięgała 300%. Czytaj TUTAJ. Oczywiście wszyscy już wiemy, że wiele firm (piekarnie, restauracje, drukarnie, instytucje publiczne) dostawały takie same lub większe podwyżki - nawet rzędu 600%. Było to głównie spowodowane wzrostem cen (spekulacyjnym) na giełdach handlujących pakietami CO2. Pierwsze tak wysokie rachunki, które miały bezpośrednie przełożenie na koszty produkcji towarów, pojawiły się pod koniec 2021 roku czyli na co najmniej trzy miesiące wcześniej zanim wybuchła wojna na Ukrainie. Tak wysokie podwyżki kosztów energii od razu wpłynęły na ceny produkcji towarów. Szczęsliwie wojna za wschodnią granicą spowodowała spadek cen pakietów CO2. Czy przełoży się to także na niższe rachunki? Zobaczymy.
7.24 lutego armia rosyjska, kontynuując spór terytorialny z Ukrainą, zaatakowała ten kraj wywołując otwartą i brutalną wojnę. Na skutki tej decyzji na rynku energetycznym nie trzeba było długo czekać. Ceny paliw - ropy czy gazu - momentalnie wystrzeliły w górę powodując, że na naszych stacjach benzynowych podwyżki sięgnęły 100%. Jak sie okazało duży udział w tak wysokiej podwyżce miała polityka cenowa rodzimego Orlenu, co pokazało, że udział wybuchu wojny w podwyżkach paliw był mniejszy niż wczesniej sądzono. Oczywistym jest to, że od razu wzrosły koszty m.in. transportu i tym samym miało to wpływa na jeszcze większe ceny towarów jakie pojawiały się na półkach. To był kolejny czynnik zwiększający nam ceny towarów, choć w całym wachlarzu innych nie był on tak poważny.
Dla rządu, który doskonale zdaje sobie sprawę jak niezorientowana i ekonomicznie nieświadoma jest duża część Polaków, najwygodniej było zwalić całą winę na Putina i wcisnąć tzw. elektoratowi do głów hasło „Putininflacji”, skrzętnie próbując ukryć swoją winę w całej drodze inflacyjnej. Inną kwestią jest pytanie kto wepchał w objęcia Putina Łukaszenkę i doprowadził do bliskiej współpracy Białorusi z Rosją, co niezmiernie ułatwiło wywołanie przez Rosję wojny? Ale to jest osobna kwestia.
I tak oto mamy, można by powiedzieć, „pełnię szczęścia” oraz względnie pełny, choć uproszczony, obraz tego co ostatnimi laty się wydarzyło i do czego doprowadzili politycy poprzez swoją nieodpowiedzialność, dyletanctwo i fałszywą chęć uchylenia nam nieba. Jeśli ktoś chciałby nauczyć się jak wywołuje się kryzys, doprowadza do zubożenia ludzi i wpływa na wzrost inflacji, to właśnie tak to trzeba robić jak opisane jest powyżej.
Paweł Wieciech