Kategoria: Bochnia - wydarzenia
Opublikowano: 2013-05-09 00:31:03 przez system

Wystawa na rynku - jak fundusze unijne rujnują gminy

Na rynku bocheńskim można podziwiać wystawę przygotowaną przez Departament Funduszy Europejskich Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego. To podświetlone panele stojące na mapie województwa, prezentujące zdjęcia i opisy inwestycji zrealizowanych w województwie dzięki środkom unijnym.

Wystawa ma nazwę "Małopolska - przemiana! Sukcesy wdrażania Funduszy Europejskich w Małopolsce". Wystawa prezentuje najciekawsze projekty z województwa małopolskiego, które otrzymały dofinansowanie z funduszy Unii Europejskiej. Każdy mieszkaniec i turysta będzie mógł obejrzeć i ocenić zachodzące w Małopolsce zmiany, które przyczyniają się do jej kompleksowego rozwoju społeczno-gospodarczego, poprawy jakości życia mieszkańców obszarów wiejskich i wzrostu poziomu zatrudnienia w regionie - informują organizatorzy.

Niestety wystawa nie przedstawia drugiej strony medalu, czyli kto rzeczywiście za to płaci. A tu rzeczywistość trudno nazwać sukcesem. O komentarz do sprawy poprosiliśmy naszego redakcyjnego kolegę Pawła Wieciecha, europeistę, który trochę wnikliwiej przygląda się procesowi naszej integracji. Co sądzi na temat funduszy europejskich? **

Paweł Wieciech:** Trzeba pamiętać, że fundusze europejskie, które mimo, że dotyczą pieniędzy, nie są projektem gospodarczym ani ekonomicznym. Jest to projekt polityczny. Nie powstały wskutek naturalnego działania rynku tylko zostały centralnie zaplanowane by przyciągnąć naiwnych polityków biednych krajów do integracji. Dlatego, niestety, jak każdy taki centralnie zaplanowany przez polityków proces, mają negatywne skutki dla ludzi, finansów i gospodarki.

Przede wszystkim fundusze dobijają budżety gmin, o czym się prawie nigdzie nie mówi. Mechanizm jest bardzo prosty. By gmina mogła zrealizować inwestycję, sama musi ją najpierw sfinansować. Poprzez olbrzymi nacisk wywierany na gminy i samorządy by wykorzystywać pieniądze z funduszy wielu lokalnych włodarzy, by się pokazać przed władzami i wyborcami, zaczyna planować inwestycję często wykraczające poza budżetowe możliwości gminy. Na początku inwestycja musi być finansowana przez samą gminę, później dopiero może liczyć na dofinansowanie. Baseny, hale sportowe, biblioteki, sale szpitalne i nowoczesny, drogi sprzęt, obwodnice, nowe przedszkola itp. to inwestycje często bardzo kosztowne nie tylko do zbudowania ale i potem do utrzymania (ogrzanie, konserwacja, utrzymanie personelu, media…) . Władze gminne zmuszone są więc już na samym początku, by wystartować z inwestycją, do zaciągnięcia kredytu. Z czym pozostaje jakaś niewielka gmina po takiej drogiej inwestycji? Okazuje się, że nie tylko ma milionowy kredyt do spłacenia ale także nowy, kosztowny obiekt do utrzymania. Unijni biurokracji robią zdjęcia i wystawę, a burmistrz czy wójt bierze kolejny kredyt by miał na podstawowe inwestycje w gminie czy łatanie dziur w drogach, bo cały dochód idzie na kredyt inwestycji unijnej i na utrzymanie nowego gmachu. Cieszą się oczywiście banki i czasami się zastanawiam czy to nie one są głównymi pomysłodawcami funduszy.

Gdyby nie to, że teraz nie drukuje się pieniędzy (przynajmniej w mniejszej skali) to sytuacja taka jest żywcem wyjęta z PRLu. Kiedyś na takie inwestycje drukowano pieniądze. Teraz gminy poprzez nachalną i kompletnie bezmyślną propagandę wciągane są w spirale zadłużeń, które będziemy spłacać my i nasze dzieci. O ile w ogóle się kiedyś wypłacimy. Nie ma już chyba miasta wojewódzkiego którego dług nie oscylowałby przy progu 60% dochodów. A najgorzej sytuacja przedstawia się w tych miastach, które zainwestowały ostatnio w stadiony. Nie chodzi by przestać inwestować ale nacisk na szybkie tempo oraz brak własnego wkładu wielu gmin czynią takie inwestycje po prostu nieracjonalnymi.

Ale to nie jedyny negatywny skutek. Pieniędzmi z funduszy łatwo manipulować. Gdzie jest powiedziane, że ma zwyciężyć ten projekt, a nie inny skoro obydwa są bardzo dobre? Dlaczego dofinansowanie ma dostać ten wójt, a nie tamten burmistrz? Potrzeby są takie same. Czyj znajomy i z jakiej opcji politycznej pracuje przy opracowywaniu projektów i najlepiej zna wszystkie kruczki i haczyki, których nieznajomość eliminuje projekt z listy konkursowej? Może się okazać, że najlepiej pieniądze unijne wykorzystują reprezentacji jednej opcji politycznej. Przy dystrybucji środków preferowani są koledzy partyjni. Dlaczego? By przeciętni oglądacze telewizora widzieli, który lokalny samorządowiec jest bardziej zaradny, a który mniej. U którego w gminie się inwestuje, firmy dostają zlecenia, a sklepy budowlane zwiększają obroty. Po prostu fundusze mogą być wykorzystane by mogli się lepiej pokazać samorządowcy bardziej przychylni władzy. Tych mniej wiernych lepiej niech ludzie postrzegają jako mniej rozgarniętych i nie umiejących sobie radzić. Ci dostęp do funduszy i dofinansowań będą mieć utrudniony. Bo wiadomo – demokracja demokracją ale przecież ktoś musi to kontrolować. A jak mamy już iść do wyborów to lepiej jako sprawni gospodarze, a ci z innej opcji niech będą postrzegani jako ludzie którzy nie umieją wiele załatwić.

Bardzo negatywne skutki fundusze wywierają na rynku i w wolnej konkurencji. Jest wiele dofinansowań dla nowopowstających firm, gdzie młodzi ludzie dostają za nic, bez grama wysiłku, spore pieniądze na start i dodatkowo różne zwolnienia z opłat czy podatków. Nie jest to nic innego jak tworzenie nieuczciwej konkurencji. Bo co ma o takim działaniu pomyśleć ktoś, kto firmę zakładał z własnych środków, ciężko pracując by wyjść na swoje i utrzymać się na rynku? Nikt mu w tym nie pomagał. Zapłacił jeszcze podatki z których koś inny bez specjalnego wysiłku otrzymał prezent i dodatkowo zrobił mu jeszcze konkurencję. To jest głęboko nieetyczne, psuje konkurencję, rynek i jakość usług. Zniechęca również do wysiłku.

Kolejna rzecz to olbrzymie żerowisko jakie powstało dzięki funduszom. Z żerowiska tego żyje wielka liczba urzędników i polityków, którzy znaleźli sobie sposób na zarobkowanie poprzez zwykłe pośrednictwo. Zabierają podatki jednym, przelewają je do jednego budżetu, a potem różnymi kanałami i funduszami przelewają do różnych grup docelowych pod hasłem wyrównywania szans i szybkiej modernizacji, nowoczesności i postępu, sami przy tym wykrajając sobie okrągłe sumy za to pośrednictwo. Nie ma to nic wspólnego z naturalnym, rynkowym rozwojem. Nie może więc dziwić, że rozrasta się liczba urzędników czyli tzw. biurokracji, która jest coraz kosztowniejsza do utrzymania ale która przecież stanowi już urobiony i wdzięczny elektorat. Po prostu funduszami można kupić sobie poparcie. W każdym urzędzie musi już być wydział do spraw inwestycji unijnych. Firmy także tracą czas i pieniądze na nowych pracowników czy firmy doradcze. To proces sztucznie stymulowany, a konieczność kredytu przy wielu inwestycjach powoduje, że jest on oparty na bankowym pustym pieniądzu, napędzającym inflację i długi. W dłuższej perspektywie może to oznaczać spore problemy i pogłębiający się kryzys. A już katastrofą będzie dla nas – tak jak dla Hiszpanii czy Grecji – przyjęcie euro. Ale to już inny trochę temat. Fundusze więc ładnie wyglądają tylko na wystawie Departamentu Funduszy Europejskich oraz w kieszeniach tych którzy przy nich "pracują".