Władysław Włodarczyk: "ugody nie będzie"
Nic nie zapowiadało burzy, jaka wybuchła pod sam koniec obrad, zwołanej pierwszy raz po wakacjach, Rady Miejskiej w Bochni. Oczywiście temat, który wywołał tak namiętny spór, mógł być tylko jeden: kamienica przy Pl. św. Kingi 1. Jednak eskalacja napięcia, towarzysząca kilkunastominutowej wymianie zdań pomiędzy ciągle tymi samymi aktorami tego coraz bardziej nużącego spektaklu, tym razem przeszła wszelkie oczekiwania osób, przysłuchujących się obradom rajców miejskich.
Zaczęło się niewinnie – od odczytania dwóch pism. Jedno z nich zostało przygotowane przez komisję rewizyjną Rady, w którym poinformowała ona, że skarga dwojga mieszkańców kamienicy na poprzedniego, nieurzędującego już burmistrza nie może być rozpatrzona, gdyż Rada nie ma takich kompetencji. W drugim piśmie mieszkańcy kamienicy proszą burmistrza o pomoc, by nie doszło do eskalacji konfliktu z panami: Włodarczykiem i Migdałem na okoliczność wyznaczonego na 31 sierpnia terminu opuszczenia przez nich kamienicy
Wtedy głos zabrał p. Włodarczyk, który stwierdził, że sprawy własności kamienicy nie powinny absorbować uwagi władz miejskich, bo kamienica jest już własnością prywatną i miastu, mówiąc kolokwialnie „nic do tego”. Zarzucił burmistrzowi, że ten niepotrzebnie i ze szkodą dla samych lokatorów podtrzymuje w nich nadzieję na pozostanie w kamienicy, bo do eksmisji dojdzie i jeśli nie odbędzie się ona dobrowolnie, to uzyska ją w drodze nakazów sądowych. Stwierdził następnie, że ugody z miastem nie ma i w związku z tym nie będzie realizowana, gdyż miasto, w osobie burmistrza ją zerwało. Dalszy scenariusz łatwo sobie wyobrazić – wtedy wstał burmistrz, który stwierdził, że miasto nie zerwało ugody, gdyż nie złożyło nowego wniosku o zasiedzenie kamienicy. Wówczas W. Włodarczyk dał do odczytania prowadzącemu obrady przewodniczącemu Rady R. Najbarowskiemu wyrywek z protokołu z posiedzenia sądu w Myślenicach, z którego wynikało, że taki wniosek został złożony przez radczynię Urzędu Miejskiego itd., itp. W polemikę włączył się były burmistrz W. Cholewa i wzajemne przerzucanie się zarzutami rozpoczęło się na dobre. Najprzytomniej zachował się w całej sytuacji radny M. Trojak, prosząc o przerwanie tej bezowocnej wymiany zdań, bo od dawna wiadomo, że każda strona konfliktu okopała się na własnych pozycjach i ani myśli ustąpić. Tak się też stało, ku widocznych oznakach zawiedzenia (przynajmniej niektórych) przedstawicieli mediów, którzy dziwnym trafem nie byli obecni od początku sesji, a trafili na salę obrad dopiero w momencie, gdy zaczynał się temat kamienicy.
Jedyne novum, to kategoryczne oświadczenie W. Włodarczyka, że ugody nie będzie realizować i nic go do tego nie zmusi. Poradził burmistrzowi, by ten oddał sprawę do sądu, jeśli ma w tej materii odmienne zdanie, liczyć się trzeba zatem z tym, że tej, i tak już zawikłanej sprawie, przybędzie kolejny wątek – sądowa batalia o realizację ugody.