Przez łącznik autostradowy straci dorobek życia?
Jednym z gości podczas styczniowej komisji gospodarki komunalnej i ochrony środowiska w Urzędzie Miasta w Bochni był Andrzej Wilk, który ma pretensje do władz miasta o wybór wariantu przebiegu łącznika autostradowego. Proponowane rozwiązanie komunikacyjne spowoduje bowiem, że dom p. Wilka zostanie wyburzony.
Niedawno ogłoszono, że realizacja budowy drogi, która połączy autostradę z drogą nr 94, otrzymała decyzję środowiskową.
Projekt zakłada budowę połączenia drogowego węzła autostradowego A-4 „Bochnia” z drogą krajową nr 94 o długości powyżej 1 km, zgodnie z I wariantem lokalizacyjnym. Rozpoczyna się on w Bochni, skrzyżowaniem z drogą krajową nr 94 (dalej DK94) i ulicą Brzeską oraz nowoprojektowaną drogą lokalną. Na połączeniu tych dróg zaproponowano pięciowylotowe skrzyżowanie typu rondo. Południowym wlotem do ronda dociera nowoprojektowany ok. 555-metrowy odcinek drogi, która biegnąc równolegle do DK 94, będzie w dużym stopniu służyła jako dojazd do posesji zlokalizowanych wzdłuż DK 94 po stronie południowej.
Projektowana drogą, łącząca się z rondem za pomocą wlotu północnego biegnie na północ bezkolizyjnie, przekraczając nasyp kolejowy. Następnie skręca w kierunku północno-zachodnim, dochodząc do ul. Krzeczowskiej, z którą krzyżuje się, wykorzystując lukę w zabudowie (skrzyżowanie ma postać ronda jednopasowego). Na dalszym odcinku trasa zmierza na północ w kierunku Stalproduktu SA, dochodząc do bocznicy kolejowej tych zakładów. Następnie projektowana trasa łącznika skręca na północny-wschód i biegnie wzdłuż bocznicy kolejowej, po czym łączy się z drogą powiatową nr 1424K (dalej DP1424K) i węzłem A-4 „Bochnia”. Planowane połączenie autostrady z DK94 przewiduje się jako dwukierunkową drogę jednojezdniową, dwupasową klasy G.
Andrzej Wilk podczas komisji gospodarki komunalnej i ochrony środowiska tłumaczył radnym i zastępcy burmistrza Robertowi Cerazemu, że lepszym rozwiązaniem byłby przebieg drogi za firmą „Blach-Stal”. Według mieszkańca ulicy Brzeskiej spowodowałoby to, że nikt nie straci działki budowlanej ani nie będzie żadnych wyburzeń posesji.
- W cywilizowanym świecie jest tak: w środku jest starodawne centrum, potem dookoła osiedla, za tymi terenami wyrzuca się obwodnicę i buduje się duże sklepy i zakłady pracy. Natomiast według wariantu pierwszego, to jest błąd dokładnie taki, jak w latach 70. popełnili ci, którzy zrobili drogę. Obecna władza popełnia ten sam błąd, bo ona nie widzi, co będzie za 10, 20 czy 30 lat – mówił Andrzej Wilk dodając, że zrobicie co chcecie, bo jesteście panami życia i śmierci. Macie mandat, podniesiecie rękę i zrobicie, co będziecie chcieć. Tylko pytanie, co dalej? Czy jesteście usprawiedliwieni w podejmowaniu takiej haniebnej decyzji? – pytał radnych mieszkaniec ulicy Brzeskiej.
Zastępca burmistrza Robert Cerazy stwierdził, że doskonale rozumie rozgoryczenie Andrzeja Wilka. Jak zaznaczył zastępca Stefana Kolawińskiego zapewne mieszkaniec Bochni, którego posesja jest zagrożona wyburzeniem, skorzysta z prawa od odwołania się od tej decyzji. Jak zauważa jednak Robert Cerazy, bocheński łącznik jest wpisany na listę kluczowych projektów województwa małopolskiego i trzeba tę inwestycję zrealizować, bo bez pomocy z zewnątrz może się to nigdy nie udać.
Przewodniczący komisji gospodarki komunalnej i ochrony środowiska Krzysztof Sroka zaznaczył, że można nad tym tematem pochylić się podczas następnych obrad komisji. Jak zaznacza jednak: „nie wiem, czy to już nie jest ‘musztarda po obiedzie”.
Andrzej Wilk zarzucił władzom miasta, że nie mają legitymacji od społeczeństwa na wykonanie tego wariantu budowy łącznika autostradowego. Mieszkaniec ulicy Brzeskiej podczas posiedzenia wspomniał również, że w ubiegłej kadencji burmistrz Bochni Stefan Kolawiński zrobił z mieszkańcami tylko jedno spotkanie, na które on sam nie został zaproszony, a dowiedział się o nim dopiero dwa miesiące po fakcie.
- Tracę całkowity swój majątek. Jeżeli przychodzi pismo o podatek to wiadomo, jaki jest mój adres. Jeżeli chodzi o sprawę, żeby mi zabrać majątek, to nie jestem godzien nawet być powiadomiony. Dorobek moich przodków idzie w dym, a wy nie wiecie o tym, gdzie kto mieszka – mówił w ostrych słowach Andrzej Wilk.