Miasto po wodnym nokaucie (foto)
Tylko kilka dni mieszkańcy Bochni mogli cieszyć się, że naprawdę duże nawałnice omijają nas szerokim łukiem, że wszystko, co złe, zatrzymuje się u bram miasta. Noc z 24 na 25 czerwca z całą mocą pokazała brutalną prawdę.
Przykład Brzeska i Jadownik był porażający – jak w krótkim czasie żywioł może wyrządzić tak wiele szkód. W naszym mieście (na szczęście tylko lokalnie) nocna nawałnica pokazała, że i my nie jesteśmy w stanie przed nią się obronić. W zasadzie punkty krytyczne od lat są te same: os. św. Jana, „czerwona kamienica”, skrzyżowanie ulic Partyzantów i Łany, skrzyżowanie ul. Dąbrowskiego z Wiśnicką, przejazd pod torami w ul. Wygoda,
Nie oznacza to, że gdzie indziej było różowo: zalane zostały fragmenty ul. Brzeskiej, silne podtopienia wystąpiły w ul. Dołuszyckiej i ul. Staszica, woda wdarła się do Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, na ul. Modrzejewskiej usunął się grunt. Jak nas poinformował młodszy brygadier Piotr Gadowski z bocheńskiej Straży Pożarnej strażacy łącznie wyjeżdżali na 54 interwencje w całym powicie, jednak większość z nich była w Bochni.
Nie jesteśmy gotowi na walkę z żywiołem i składa się na to wiele czynników – długoletnie zaniedbania w infrastrukturze, ludzka bezmyślność, przejawiana w zasypywaniu rowów i przepustów, ale jest też czynnik, na który nie chce się zwracać uwagi, bo jego sprawcami jesteśmy my wszyscy – postępująca w zastraszającym stopniu urbanizacja, zanikanie terenów zielonych, niezamieszkałych, zastępowanych kilometrami kwadratowymi wybetonowanych czy wykostkowanych przestrzeni: chodników, placów, parkingów, dróg powoduje, że kurczy się bardzo obszar naturalnej retencji. Woda po prostu nie ma gdzie wsiąkać. Każdy chce się jej pozbyć – najlepiej na najbliższą ulice, skąd ścieka w niżej położone miejsca. Nie prowadzi się przydomowej retencji, woda z dachów trafia wprost do kanalizacji – dobrze gdy burzowej, choć (jest to tajemnica poliszynela) nagminne są przypadki wpięcia rur spustowych bezpośrednio do kanalizacji sanitarnej, która wybija w coraz to nowych, najmniej spodziewanych miejscach, nie mogąc przyjąć nadmiaru rozrzedzonych ścieków.
Jest dobrze, gdy jest dobrze, jak się coś dzieje - podnosi się larum. Wtedy wszyscy naokoło są winni, tylko nie my. A natura po prostu wystawia nam rachunek.