Maciej Mrozowski: poprzedni wójt wyciągał ludziom z portfela... Co na to były wójt?
Maciej Mrozowski podzielił się ze wszystkimi czytelnikami prasy i mediów treścią listu otwartego jaki wystosował w sprawie opłat adiacenckich pobieranych w gminie Bochnia za poprzedniego i obecnego wójta za przyłącz kanalizacji. W negatywnym świetle przedstawił praktyki poprzedniego wójta Jerzego Lysego stwierdzając: wójt poprzez kłamstwa wyciągał mieszkańcom gminy z portfeli dość pokaźnie kwoty. Poniżej treść listu.
Maciej Mrozowski Buczyna, dnia 22.03.2019
Szanowni Mieszkańcy Gminy Bochnia,
od dość długiego czasu w ramach Stowarzyszenia ”Gmina Bochnia dla Wszystkich” zajmowałem się między innym kwestią, która budziła spore emocje, a mianowicie sposobem finansowania budowy kanalizacji na terenie gminy Bochnia. Postanowiłem zamknąć ten temat niniejszym listem w związku z ustaleniem opłaty adiacenckiej dla mojej nieruchomości, ponieważ Jerzy Lysy od czasu do czasu wypowiada się w kwestiach dotyczących gminy i komentuje poczynania obecnego wójta. Celem tego przekazu jest pokazanie, jak poprzedni wójt manipulował i dezinformował mieszkańców, aby osiągać własne cele i przez taki pryzmat należy również postrzegać jego obecne wypowiedzi.
Poprzedni Wójt Gminy Bochnia przyjął bezprawny sposób finansowania budowy kanalizacji przez mieszkańców w drodze pobierania opłat partycypacyjnych na podstawie umów cywilnoprawnych, które mieszkańcy „dobrowolnie” podpisywali, a jeśli nie chcieli ich „dobrowolnie” zawierać, to byli straszeni brakiem możliwości uzyskania przyłączenia do kanalizacji lub innymi formami nacisku, żeby je „dobrowolnie” zawierali i co ważniejsze, wpłacali na ich podstawie środki pieniężne.
W Buczynie Jerzy Lysy wymyślił sobie kwotę partycypacji w wysokości 3.700 zł, która miały być wpłacana w 50 ratach w okresie od kwietnia 2006 do czerwca 2010. Nie wspomnę już o fakcie, że po zakończeniu zbiórki pieniędzy, o budowie kanalizacji w Buczynie nic nie było słychać, ale mieszkańcy w umowach zobowiązywali się do uiszczania odsetek ustawowych, jeśli opóźnienia miały być dłuższe niż 180 dni. Za to Gmina Bochnia reprezentowana przez Wójta Jerzego Lysego nie była zobligowana żadnym terminem rozpoczęcia ani ukończenia prac związanych z budową kanalizacji. Tak to się przedstawiało w ramach równych praw i obowiązków stron umowy. Jeśli ktoś podnosił kwestię opłat adiacenckich, Jerzy Lysy mydlił ludziom oczy, że to jest znacznie droższe rozwiązanie i każdy będzie musiał sam na własny koszt zaprojektować przyłącze do głównego kolektora i go wykonać. Natomiast w ramach umów partycypacyjnych gmina miała przejmować ten obowiązek na siebie. Była do tego zobligowana przepisami ustawy, ale o tym już nie wspominał. Łaskawie przejmował na siebie obowiązek, który i tak spoczywał na gminie, żeby wykazać opłacalność podpisywania umów partycypacyjnych. Ostatecznie Naczelny Sąd Administracyjny w orzeczeniu I OSK 144/15 z dnia 29 kwietnia 2015 r. dotyczącym uchwały Rady Gminy Bochnia wyjaśnił bezprawność umów partycypacyjnych i nie tylko.
A teraz przejdźmy do najciekawszego aspektu sprawy. Obecny Wójt Gminy Bochnia niedawno naliczył mi opłatę adiacencką za budowę kanalizacji. Kwota tej opłaty wyniosła 1.100 zł i wynika z opracowanego przez rzeczoznawcę majątkowego operatu szacunkowego. Jest to o 2.600 zł mniej, niż ustalona arbitralnie przez Jerzego Lysego opłata partycypacyjna i nie musiałem wykonywać projektu i budować przyłącza do głównego kolektora na własny koszt. Liczby same pokazują, jak to poprzedni wójt poprzez kłamstwa wyciągał mieszkańcom gminy z portfeli dość pokaźnie kwoty nie mając ku temu żadnej podstawy prawnej. Dla tego też sugeruję dość daleko idącą ostrożność przy kolejnych wypowiedziach Jerzego Lysego, ponieważ ma on skłonność do cynicznego mijania się z prawdą, jeśli ma w tym określony cel.
Z poważaniem
Maciej Mrozowski
Na odpowiedź byłego wójta Jerzego Lysego nie trzeba było długo czekać. Poniżej przedstawiamy ją w całości:
SPROSTOWANIE
Jakiś dziwny pan M.z Buczyny opisał rzekome krzywdy, których mieszkańcy doznali od gminy Bochnia poprzez stosowany przez 20 lat system realizacji i rozliczeń inwestycji kanalizacyjnych, w czasie gdy pełniłem funkcję wójta gminy. Kwestionowana przez niego metoda polegała na tym , że gmina płaciła za projekty i prace budowlane przy realizacji sieci głównych (obowiązek ustawowy gminy) oraz przyłączy domowych (obowiązek mieszkańców). Gmina budowała całość kanalizacji: oczyszczalnie, przepompownie , sieci główne i przyłącza. Koszty przyłączy były sumowane (ich wartość wahała się od 30 do 15 % wartości całej inwestycji wiejskiej) a następnie dzielone przez ilość uczestników, którzy wpłacali tak wyliczone , jednakowe(!) kwoty, które pobierano w ratach po podpisaniu umowy cywilnej z UG. Pan M. nie chciał napisać, że co było przyczyną przyjęcia takiego sposobu rozliczania inwestycji kanalizacyjnych. Otóż 20 lat temu przyjęliśmy, że większość mieszkańców na wsi posiada budynki położone kilkadziesiąt a nawet kilkaset metrów od projektowanych głównych kolektorów. Zgodnie z ustawą o zaopatrzeniu w wodę i kanalizację, koszt projektowania i wykonania przyłącza ponosi obywatel.
Tak więc np. przyłącz o dł. 100 m to koszt:
-
mapka do projektowania 500 zł
-
projekt przyłącza 800 zł
-
wykonanie przyłącza o średnicy 150mm ( robocizna + sprzęt + materiał) 120 zł/ 1m x 100 m = 12 000 zł
-
inwentaryzacja powykonawcza 300 zł
łącznie - 13 600 zł
Dla przyłącza o dł. 20 m ten koszt wyniósłby odpowiednio 500 + 800 + (120 x 20 ) + 300 = 4000 zł
Dlatego we wszystkich (!) wsiach gminy Bochnia mieszkańcy na zebraniach wiejskich , zgodzili się na solidarne rozliczanie inwestycji w takiej samej wysokości opłat - bez względu na odległość ich budynku od sieci głównej (można to sprawdzić w protokołach z zebrań). Chodziło o to, aby nie wykluczać z kanalizacji właścicieli odleglejszych zabudowań. Były 2 tego przyczyny - pierwsza: solidarność sąsiedzka, druga : obawa,że wyeliminowanie sporej część domów uczyni inwestycję zbyt drogą, ekonomicznie nieuzasadnioną.
Gmina zrzekała się w tych przypadkach z naliczania mieszkańcom opłaty adiacenckiej. Dziwny pan M. z Buczyny opisując swój przypadek zapomniał(?) napisać, że jego dom położony jest tuż przy sieci kanalizacyjnej , czyli problem jego nie dotyczy a on sam straciłby finansowo na takim rozliczeniu. Na szczęście większość mieszkańców nie myślała tak egoistycznie i godziła się na "dopłacenie" do zwiększonych kosztów przyłączy do sąsiadów mieszkających w odleglejszych domach.
Niestety rozwiązanie , mimo że funkcjonowało przez ponad 15 lat(!) i pozwoliło wykonać kanalizację w 70% (!) zabudowań na terenie gminy wiejskiej(!), zostało oprotestowane przez kilka osób do Wojewody( który wcześniej przez kilka lat w ramach nadzoru prawnego nie wnosił zastrzeżeń do gminnej uchwały). Tym razem ówczesny Wojewoda Miller literalnie potraktował zapisy ustawy i skierował sprawę do WSA ( potem NSA) a sąd administracyjny nakazał zaprzestać tej "urawniłowki" i zobligował gminę każdorazowo do indywidualnego naliczania opłat adiacenckich. Wg sądu opłata za przyłącz to indywidualny problem mieszkańca. Postanowienie to powinien wykonywać obecny wójt, który jednak (zgodnie ze swoją obietnica sprzed 4 lat) powinien oddać ludziom ich wkłady na kanalizację.
I tu jest problem . W stosunku do 6 mieszkańców Gawłowa , którzy sądownie postanowili wyegzekwować swoje pieniądze( ok. 2800 zł od domu) i wygrali sprawy w sądzie, wójt Bzdek zastosował ordynarny odwet finansowy gdyż nakazał im zwrot kosztów za przyłącza kanalizacyjne, które kiedyś do ich domów wykonywała gmina. Wyliczone przez M.Bzdeka kwoty opiewają na 7-8 tysięcy , a "rekordowa opłata" wynosi ok. 10000 zł. Przy okazji potwierdził więc słuszność naszych obaw, źe wg obowiązujących przepisów nie wszystkich ludzi na wsi będzie stać na kanalizację. Potem wielokrotnie M.Bzdek przestrzegał na zebraniach, że gdyby ktoś jeszcze próbował sądownie dochodzić od gminy swoich wkładów na kanalizację to
musi się liczyć z obciążeniem go przez gminę kosztem wykonanego w ramach inwestycji przyłącza, którego wartość w wielu przypadkach jest kilka razy(!) większa od wniesionej opłaty. Jak widać , pan M. próbuje na wiosnę zaistnieć w regionie jako przedstawiciel Partii Wiosna i liczy na to, że media lokalne podejmą temat. Ale ciekawe co ten pan ma do powiedzenia swoim sąsiadom i innym mieszkańcom gminy Bochnia , którym oddał tzw. niedźwiedzią przysługę. Czy w ich imieniu będzie domagał się, aby wójt Bzdek oddał im pieniądze wpłacone kiedyś dobrowolnie do gminnnej kasę? I co zrobi pan M. gdy M.Bzdek będzie znowu mieszkańcom wystawiać rachunki za przyłącza, w większości dużo droższe niż kwestionowana wpłata? Na kilometr widać, że temu dziwnemu panu M. wcale nie chodzi o dobro ludzi lecz o wywołanie szumu przedwyborczego.
Z poważaniem
Jerzy Lysy