Kochali zwierzęta, hodowali marihuanę
Ola i Michał S.Majkowic kochają zwierzęta. Na swojej posesji założyli Hotel dla Zwierząt "Bezpieczna Przystań”. Nie mają potomstwa i swoich czworonożnych podopiecznych nazywali „dziećmi”. Nazywali, bo nagle porzucili wszystko i zniknęli.
Z datę ich zginięcia można przyjąć 17 lipca tego roku, kiedy to zaprzyjaźniona współpracownica odebrała, z nieznanego telefonu, prośbę, żeby zająć się „dziećmi”. „Nas już nie ma” - przeczytała też w tym samym sms -ie.
Schroniska dla zwierząt mają opinię różną. Bywa, że ich właściciele korzystają z dotacji samorządów i wpłat darczyńców, a zwierzęta chodzą głodne, brudne i zaniedbane. Ale Hotel w Majowicach działał wzorcowo. Podkreślają to wszyscy znajomi "z branży" i sąsiedzi. Zwierzęta były nakarmione, odrobaczone, otoczone opieką weterynaryjną. Widać było nieudawaną miłość Oli i Michała do psów i kotów.
Dlaczego więc tak nagle zdecydowali się opuścić dom w Majkowicach, a w nim 28 psów i 4 koty?
14 lipca, a więc zaledwie 3 dni wcześniej bocheńska policja „namierzyła” i zlikwidowała plantację konopi indyjskich w Gminie Bochnia. Właścicielka od razu przyznała się do winy. Mimo zarzutu o hodowlę zakazanej rośliny w celu zarobkowym, kobietę pozostawiono na wolności za poręczeniem majątkowym, wydano również zakaz opuszczania kraju. Dziś wiemy, że tą właścicielką była właśnie Ola S., a uprawa konopi znajdowała się na tyłach budynku, w którym mieścił się Hotel „Bezpieczna Przystań”.
Co stało się z małżonkami z Majkowic? To pewne, że uciekli przed odpowiedzialnością za marihuanę. Ale jak daleko?
foto z https://www.facebook.com/Hotel-dla-zwierz%C4%85t-Bezpieczna-Przysta