Kaprysy przewodniczącej, tajemniczy list i (nie)milczące przyzwolenie starosty
Myślę, że ten dzisiejszy felieton rozpoczniemy od małej powtórki z wiedzy o społeczeństwie. Zadajmy sobie takie pytanie: Czym jest sesja rady powiatu? Zapewne znaczna część z Państwa powie, że jest to formalne spotkanie radnych, podczas którego podejmuje się decyzje i rozwiązuje sprawy związane z zarządzaniem powiatu. Podejrzewam, że gdybyście tak odpowiedzieli w szkole, moglibyście liczyć na najwyższą notę w dzienniku i powiem Wam więcej: ja też tak myślałem! Zaczynam jednak zmieniać zdanie pod wpływem ostatnich zabawnych, a może właściwie dramatycznych zachowań niektórych osób podczas sesji rady powiatu. Skąd ten komedio-dramat?
Można powiedzieć, że główną rolę w całej tej historii odgrywa Pani Przewodnicząca Rady Powiatu Bocheńskiego Bernadetta Gąsiorek, która nie wiadomo przez kogo kierowana (może Państwo się domyślacie?) postanowiła na jednej z sesji odczytać treść listu, który rzekomo otrzymała od jednego z mieszkańców. W liście tym szykanowane są różne osoby działające na rzecz dobra Powiatu Bocheńskiego. Nawet mnie przypadł „zaszczyt” znalezienia się na kartach tajemniczej korespondencji.
W związku z powyższym, wydaje się rzeczą naturalną, że jako osoba, której treść tego tekstu dotyczy bezpośrednio, chciałbym się z nim zapoznać. A tu figa! W tym momencie wkracza bowiem cała na biało Pani Przewodnicząca, która nagle zmienia zdanie i uznaje, że skoro wcześniej owy list miał charakter publiczny i został odczytany na forum rady, to jednak teraz jest to prywatna korespondencja wyłącznie do wiadomości Pani Przewodniczącej. Czy coś Państwo z tego rozumiecie? Ja chyba tylko zacytuję słowa Pani Przewodniczącej z jednej z sesji: „taki mam kaprys, proszę pana.” I chyba rzeczywiście jest to kolejny kaprys. Choć Pani Przewodnicząca jest w błędzie jeśli myśli, że ja tę sprawę tak zostawię.
Muszą Państwo wiedzieć, że owy tajemniczy list trafił rzekomo na dziennik podawczy, a więc zgodnie ze zwyczajem, każde pismo, które przychodzi do starostwa powinno być rozpatrzone – powinien zostać ustalony jego charakter. Może to być bowiem wniosek, skarga, czy też petycja. Takiej kwalifikacji jednak nie dokonano, chociaż Pani Przewodnicząca ochoczo powołuje się na enigmatyczną opinię prawną, której też nie udostępnia. Chciałoby się przywołać słynny cytat z „Misia”: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co Pan nam zrobi?”
Co na to wszystko Pan Starosta Adam Korta? Nabiera wody w usta, umywa ręce i (nie)milcząco przyzwala na obecny, skandaliczny dodajmy stan rzeczy. O czym to bowiem świadczy? Prześledźmy jeszcze raz: do starostwa wpływa list, który ponoć nie jest anonimem. Radny pomimo wniosku ustnego i pisemnego nie może się z nim zapoznać. Co zatem jest nie tak z tym listem, że tak boją się go opublikować? Czyżby była to radosna twórczość na zamówienie polityczne? Poza tym, jakie ta sytuacja niesie świadectwo o działalności urzędu pod wodzą starosty, który powinien być transparentny, profesjonalny i pozbawiony złośliwości o charakterze politycznym.
Na koniec zostawię Państwa zatem ze smutnym wnioskiem: skoro radny Powiatu Bocheńskiego ma realny problem z otrzymaniem informacji publicznej, to co dopiero ma powiedzieć zwykły mieszkaniec? Śmieszne to i przykre zarazem...
Mariusz Zając
Tekst promocyjny