Jan Truś vs Gmina Bochnia: 1:0
Zwycięstwem skończyła się dziś przed sądem pracy w Bochni sprawa z powództwa Jana Trusia, byłego dyrektora GCCziS w Łapczycy przeciwko Gminie Bochnia o sposób rozwiązania z nim umowy o pracę.
Było to trzecie posiedzenie sądu w tej sprawie. Na poprzednich zeznawali świadkowie. Dziś skonfrontowano głównych bohaterów dramatu: byłego dyrektora Jana Trusia i wójta Marka Bzdeka.
Przypomnijmy, że Jan Truś został zwolniony z pracy bez wypowiedzenia po tym, jak zdaniem władz Gminy Bochnia rażąco złamał dyscyplinę pracy udając się na jednodniowy urlop w dniu 19 października 2018 bez zgody pracodawcy. Wcześniej podobna sytuacja zdarzyła się na przełomie sierpnia i września, kiedy Jan Truś poszedł na dwutygodniowy urlop wypoczynkowy, również bez zgody wójta. Ten przypadek posłużył jedynie do ilustracji problemu, gdyż w stosownym czasie nie wyciągnięto konsekwencji wobec Jana Trusia, a kiedy wójt dowiedział się, że dyrektora GCCziS nie było w pracy przez 2 tygodnie, sprawa już się przedawniła.
Odpowiadając na pytania sądu pan Truś naświetlił panujące w Gminie zwyczaje. Mówił, że wielokrotnie prosił o urlop w przeddzień i nigdy nie spotkał się z odmową. Wójt niejednokrotnie mówił mu: - nie obchodzi mnie czy jesteś w pracy, ważne aby robota była zrobiona. Kwestie papierkowe związana z udzieleniem urlopu często załatwiano z kilkudniowym poślizgiem.
Na wniosku o dłuższy urlop z sierpnia 2018 wójt napisał: „nie zgadzam się”, o czym Jan Truś nie wiedział i spokojnie pojechał na wypoczynek. Z kolei swoją nieobecność w pracy 19 października awizował mailem na adres Urzędu Gminy, gdyż taka była praktyka porozumiewania się z wójtem. Jan Truś nie prosił w tym mailu o udzielenie urlopu a jedynie zawiadamiał, że go nie będzie (tego dnia odbywała się ostatnia sesja poprzedniej kadencji i Jan Truś nie wziął w niej udziału). Były dyrektor zapewniał, że zawsze wyznaczał swojego zastępcę na czas nieobecności i nigdy sprawy kultury w Gminie Bochnia nie ucierpiały z powodu jego urlopów. Wyjaśnił, że termin urlopu 2 – tygodniowego na przełomie sierpnia i września był właściwie jedynym możliwym terminem: tuż po serii imprez letnich, które organizował, a przed imprezami jesiennymi.
Marek Bzdek, zapytany dlaczego nie zgodził się na ten urlop wyjaśnił, że był to gorący okres przedwyborczy, mnóstwo spraw związanych ze zmianą okręgów wyborczych i Jan Truś wydawał się niezbędny jako np. osoba zawiadująca wiejskimi świetlicami.
Wójt Gminy Bochnia mówił też, że nigdy nie zdarzyło mu się, ani w obecnej pracy, ani na poprzednim stanowisku dyrektora szkoły aby ktoś samowolnie poszedł na urlop bez uzgodnienia tego z pracodawcą. Nigdy też nie zdarzyło mu się antydatować dokumentów.
Z kolei Jan Truś udowodnił, że tylko raz został zaangażowany w sprawy wyborcze, a to kiedy polecono mu udostępnić kontakty do osób pracujących w świetlicach, w których miały być punkty wyborcze. Było to już po powrocie ze spornego urlopu. Dodał, że we wrześniu i październiku jego osoba była niemal całkowicie ignorowana przez władze gminy. Ze wszystkimi problemami dotyczącymi gminnej kultury zwracano się do jego zastępczyni. - Czułem się niepotrzebny – powiedział przed sądem.
Sprawa ta stała się też przedmiotem rozmowy Jana Trusia z Markiem Bzdekiem. - Czy masz mi coś do zarzucenia? O co chodzi? - zapytał wójta. Nie dostał wiążącej odpowiedzi. Tu doszło do sytuacji, która, jak powiedział wójt, bardzo go zbulwersowała. - Będę się za was modlił – powiedział Jan Truś. - Za ciebie i za Ewelinkę. - To nie jest Ewelinka – stwierdził wójt – tylko pani Ewelina Makowska, wicewójt!
Pełnomocnik Gminy, Zbigniew Biernat w swoim wystąpieniu udowadniał, że nastąpiło ciężkie naruszenie dyscypliny pracy. Z dysku na komputerze służbowym Jana Trusia specjaliści zatrudnieni przez Gminę odtworzyli m.in. jego korespondencję w sprawie poszukiwania innej pracy. Na tej podstawie pełnomocnik wysnuł wniosek, że wszystkie działania Jana Trusia miały na celu doprowadzenie do takiej konfrontacji jaka obecnie dzieje się przed sądem.
Sędzia Marzena Famielec – Roch nie podzieliła stanowiska pozwanych, czyli Gminy Bochnia. Przypomniała, że aby zwolnić pracownika z pracy bez okresu wypowiedzenia musi dojść do ciężkiego złamania dyscypliny pracy, związanego z pełnioną funkcją. Jej zdaniem jednodniowy urlop, o którym pozywający poinformował pracodawcę nie spełnia tego wymogu. Zaznaczyła, że w Gminie nie było żadnego regulaminu urlopów, natomiast zwyczajowe, niepisane procedury w tym względzie mogły w istocie wyglądać tak jak opisał to Jan Truś. W konsekwencji zadecydowała o cofnięciu decyzji o zwolnieniu z pracy bez wypowiedzenia. Zasądziła też odszkodowanie dla byłego dyrektora w wysokości trzech miesięcznych poborów brutto, z czego wynagrodzenie za 1 miesiąc – do natychmiastowej wykonalności. Gmina ma też pokryć koszty procesowe oraz koszty wynajęcia adwokata przez powoda.
Po procesie panowie Truś i Bzdek podeszli do siebie i uścisnęli sobie ręce.
Komentarze byłego dyrektora GCCziS jak i pełnomocnika wójta gminy Bochnia do procesu zamieścimy osobno.