Historia pewnej kamienicy
W ubiegłym roku przetoczyła się przez nasz kraj fala społecznego oburzenia w związku z tzw. aferą reprywatyzacyjną w stolicy i w innych miastach. Również w Bochni Komisja Rewizyjna przy RM postanowiła o przeprowadzeniu audytu wszystkich reprywatyzacji nieruchomości, administrowanych dotąd przez miasto. Chodzi głównie o tzw. mienie pożydowskie. Jednak nie w każdym przypadku było ono zarządzane przez miasto. Przynajmniej jedną kamienicą administrowała prywatna osoba.
Oto historia tego domu, z konieczności – w pigułce, gdyż sprawa jest wielowątkowa i bardzo zagmatwana. Zajmowało się nią kilka prokuratur i kilka sądów różnych szczebli, w różnych miastach. Wszystkie imiona i pierwsze litery nazwisk w tekście zostały zmienione.
Pani Beata H. miała piękną, solidarnościową przeszłość. Była jedną z niewielu kobiet z naszego terenu, które internowano w stanie wojennym w Gołdapi. Jednak pod koniec życia stanęła przed sądem jako oskarżona i została skazana. Jak to się stało?
Otóż Beata H. przez długi czas administrowała pożydowską kamienicą w ścisłym centrum Bochni. Tę funkcję zawdzięczała swojemu ojcu, przedwojennemu mecenasowi, któremu Żydzi, w obliczu niemieckich prześladowań, powierzali swoje nieruchomości w zarząd. Początkowo było tych kamienic kilkanaście, w końcu pod opieką pani Beaty została tylko jedna, należąca przed wojną do rodziny F., z którą mecenasa H. łączyły nierozliczone sprawy finansowe (nieopłacone przez pana F. usługi adwokata). Składała się ta rodzina z rodziców oraz czworga dzieci: dwóch synów i dwóch córek. Rodzice z córkami najprawdopodobniej zginęli podczas słynnej, przeprowadzonej przez Niemców masakry Żydów w Baczkowie.
Jeden z synów państwa F., nazwijmy go tutaj Henrykiem, przeżył na pewno: przyjeżdżał z Izraela do Bochni dwukrotnie po wojnie, zatrzymując się u rodziców Beaty H., a kiedy zmarli – u niej samej. Mówił, że nic nie wie o losach swojego brata, on sam zaś jest samotny i bezdzietny. W pełni godził się na administrowanie kamienicą jego rodziców przez rodzinę H., a nawet czynił starania aby stan prawny kamienicy uregulować. W zawierusze powojennej zabrakło jednak niezbędnych dokumentów. Z początkiem lat 70- ubiegłego wieku pani Beata otrzymała wiadomość o jego śmierci.
W 2001 roku pojawił się w naszym mieście obywatel izraelski, który utrzymywał, że jest drugim z braci F., nazwijmy go tutaj Józefem. Józef F. zażądał zwrotu kamienicy administrowanej przez Beatę H. Tłumaczył, że wyjechał do Izraela przed wojną na studia i tam już pozostał. W czasie wojny nie utrzymywał z rodziną kontaktu, bo było to niemożliwe. Jak się później okazało, nie szukał też swoich bliskich przez Czerwony Krzyż, co było normą dla rodzin żydowskich po wojnie.
Beata H. nie uwierzyła, że jest to prawdziwy Józef F., spadkobierca kamienicy. W trakcie procesu sądowego pokazała mu fotografię, pytając kim są znajdujące się na niej osoby. Józef F. nie wiedział. A zdjęcie przedstawiało pana F., ojca i jego drugiego syna. Henryka. Tymczasem wg słów samego Józefa F. miał się on w Izraelu często kontaktować ze swoim bratem Henrykiem. Ponadto podał nieprawidłową liczbę dzieci małżonków F., czyli swojego domniemanego rodzeństwa. W protokole z rozprawy zapisano też inne imię składającego zeznanie niż Józef, figurujące w paszporcie. To upewniło panią H., że ma do czynienia z oszustem, który usiłuje wyłudzić kamienicę. Złożyła doniesienie do prokuratury. Sprawa o składanie fałszywych zeznań zakończyła się dopiero w 2007 roku – umorzeniem…. Ze względu na przedawnienie ewentualnego przestępstwa.
Międzyczasie decyzją bocheńskiego sądu pan Józef F. oraz wskazani przez niego inni obywatele Izraela jako prawni następcy małżonków F., sporny dom przejęli. Następnie zaś szybko sprzedali go lokalnemu biznesmenowi. Najwyraźniej toczące się przeciwko obywatelowi Izraela dochodzenie nie stanowiło przeszkody dla wymiaru sprawiedliwości.
W ciągu kilku lat do księgi wieczystej kamienicy zostali jako współwłaściciele dopisani dwaj znani na bocheńszczyźnie prawnicy. Obydwaj swego czasu świadczyli usługi prawne panu Józefowi F. w sprawie o przejęcie tej właśnie kamienicy.
Nie skończyła się natomiast przedawnieniem sprawa przeciwko Beacie H., z oskarżenia Józefa F. o złe rozporządzenie dochodami z wynajmu lokali w spornej kamienicy. (Pani Beata H. nie odprowadzała dochodów na osobny rachunek, sąd wykazał że zarobiła na wynajmie więcej niż kosztowały ją utrzymanie i remonty domu. Zdaniem sądu, ta różnica była bezprawnym dochodem administratorki domu). Na dwa lata przed śmiercią, w roku 2009 leciwa weteranka walki z komuną została prawomocnie skazana na 1 rok więzienia w zawieszeniu.
Majątek swój zapisała w testamencie krewnym, małżonkom H. Państwo H. z pewnym zdziwieniem przyjęli pismo wzywające ich do zapłaty nienależnie pobranych przez Beatę H. pożytków z kamienicy w czasie od przejęcia jej przez Józefa F. i in. obywateli Izraela do chwili kupienia przez bocheńskiego biznesmena. Oczywiście, wraz z odsetkami. W 2011 roku stanowiło to sumę 360 tys. zł., która stale rosła.
Przejrzawszy akty notarialne sporządzone na okoliczność sprzedaży kamienicy, stwierdzili, że jeden z nich jest sfałszowany. Ten gdzie zbywający pan F. przekazuje kupującemu nie tylko samą kamienicę, działkę etc., ale także pożytki z tego domu, czyli po prostu dochody z czynszów.
Biznesmen sprawę zwrotu pożytków oddał do sądu. Pozwani małżonkowie H. na rozprawie podzielili się z sądem swoim przekonaniem o fałszerstwie. Ich wątpliwości wzbudziła ręcznie wpisana data i nr aktu, bez żadnej parafki notariusza. Powód nie zażądał jednak opinii biegłych na ten temat, tarnowski sąd uznał więc rację państwa H. i zwolnił ich z płacenia biznesmenowi, za wyjątkiem czynszów za dwa ostatnie miesiące, tj. od chwili podpisania aktu notarialnego do momentu oddania kluczy do kamienicy przez Beatę H.
W roku 2013 państwo H. złożyli do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa polegającego na wyłudzeniu nienależnej kamienicy (jej wartość dziś to ok. 3 mln zł) przez osoby działające wspólnie i w porozumieniu. Swoje podejrzenia państwo H. zawarli w 7 punktach, z których najważniejsze są składanie fałszywych zeznań oraz posługiwanie się sfałszowanymi dokumentami, przy czym chodzi tu również o wiele innych dokumentów, nie tylko o wspomniany wcześniej akt notarialny. Sprawą od tamtego czasu zajmuje się Prokuratura Rejonowa w Nowym Sączu.
W międzyczasie sporna kamienica została po raz drugi sprzedana.
eb