Gdzie się rozpłynęło jesienne poparcie dla PSL?
„Czarnym koniem” zeszłorocznych wyborów samorządowych był bez wątpienia PSL. Partia Janusza Piechocińskiego osiągnęła w nich wynik, mogący przyprawić o ból głowy.
Dość powiedzieć, że partia ludowców, która w czasie różnorakich wyborów w Bochni nigdy nie miała nic do powiedzenia, zdobyła najwięcej głosów w wyborach do Rady Powiatu. Ponad 2300 głosów (22,3%) dało jej dwa mandaty i pozwoliło wyprzedzić, od lat zwyciężający w Bochni, PiS. Nasze miasto nie było tu zresztą wyjątkiem – fachowcy od wyborów zachodzili w głowę, skąd świetny wynik ludowców na Pomorzu czy np. samodzielne zwycięstwo w wyborach do sejmiku województwa świętokrzyskiego? Podnoszące się z wielu stron głosy, że coś z tymi wyborami było nie tak, zostały jednoznacznie stłamszone przez Bronisława Komorowskiego słowami o „odmętach politycznego szaleństwa”. Jednym słowem „Dobrze jest, psiakrew, a kto powie, że nie, to go w mordę!” (za: Stanisław Ignacy Witkiewicz).
O tym, że jednak było coś na rzeczy, przekonują ostatnie wybory prezydenckie. 10 maja w Bochni kandydat tego samego Polskiego Stronnictwa Ludowego, Adam Jarubas, zdobywa w Bochni – uwaga! – 0.90 procenta głosów. Dokładnie 120 na 12632 ważnie oddane w całym mieście. Od wyborów listopadowych do zeszłotygodniowych minęło raptem niepełna 6 miesięcy, a poparcie dla tej samej partii zmniejszyło się w naszym mieście blisko dwudziestokrotnie! Przypadek?
O wiele większe tajemnice ostatnich lat są skrywane skrzętnie w przeróżnych sejfach, mała więc szansa, że bez gruntownej wymiany rządzących nami „na górze” uda się wyjaśnić i tę zagadkę. Chyba, że coś się zmieni i ziszczą się słowa życzeń w stosunku do pewnych ugrupowań politycznych, które teraz są hitem Internetu: „jesienią baty, na wiosnę kraty”.