Czy kościółek w Łapczycy się zawali?
W lipcu, w święto Matki Boskiej Szkaplerznej, bocheńscy pielgrzymi, jak co roku, będą peregrynować do pobliskiej Łapczycy. Ta tradycja liczy sobie już ponad półtora wieku; zapoczątkowała ją procesja błagalna z Bochni do Łapczycy w 1849 r. Wpisaną już na dobre w lokalny krajobraz religijno-kulturowy procesję niemal każdy bochnianin identyfikuje bez trudu. Inaczej jest z jej punktem docelowym. Czternastowieczny kościół w Łapczycy jest obiektem niemal zupełnie zapomnianym.
Kościół wymaga natychmiastowej, kompleksowej renowacji. Jego wyjątkowo cienkie, trzydziestocentymetrowe ściany (swego rodzaju architektoniczny ewenement) stwarzają zagrożenie katastrofą budowlaną. Stan absydy, z niebezpiecznie zniszczonymi ciosami piaskowca, jest fatalny. Gruntownej renowacji, a w zasadzie rekonstrukcji wymaga też elewacja budynku. Słowem, dekonstrukcja budynku postępuje z dnia na dzień, a alarmistyczne głosy ludzi zatroskanych o jego los pozostają bez echa. Kilka lat temu trochę optymizmu w serca pasjonatów zabytków i miłośników bocheńszczyzny wlali organizatorzy IV Małopolskich Dni Dziedzictwa Kulturowego, którzy umieścili kościół na liście obiektów małopolskiego dziedzictwa kulturowego, najbardziej godnych poznania. Liczono, że pomoże to w "popularyzacji" obiektu. Tak się niestety nie stało. Wprawdzie, kiedy na kilka dni, w lipcu 2002 r. sakralny zabytek udostępniono zwiedzającym, odwiedziło go nadspodziewanie dużo osób — przede wszystkim z Małopolski, ale także ze Śląska — później jednak wszystko wróciło do normy. Ufundowany około 1340 r. przez Kazimierza Wielkiego kościół, najcenniejszy przykład murowanej architektury gotyckiej na bocheńszczyźnie ciągle jest zabytkiem "niszowym", poznanym tylko przez wtajemniczonych. Ostatecznie dobre i to. Jeśli władze gminy Bochnia nadal będą udawać, że go nie ma, za jakiś czas rzeczywiście go nie będzie. Po prostu się zawali. Chyba, że zdarzy się cud — np. przyspieszone wybory samorządowe. Zawsze tak jakoś dziwnie się składa, iż w kampanii przedwyborczej wójt Lysy obiecuje powołanie fundacji czy stowarzyszenia do ratowania zabytku. Sęk tylko w tym, że gdy wybory mijają — problem odchodzi w zapomnienie…