Bochnia pomoże finansowo uchodźcom - ale w ich ojczystych krajach
W czwartek 8 października w bocheńskim magistracie odbyło się spotkanie w sprawie ewentualnego przyjęcia uchodźców do Bochni. Zdecydowana większość uczestniczących w obradach opowiedziała się przeciw ściągnięciu do naszego miasta osób z Syrii i innych państw arabskich. Zdecydowano jednak, że warto pomóc finansowo najbardziej potrzebującym z tamtych krajów.
Na początku głos zabrał burmistrz Bochni – Stefan Kolawiński, którzy przedstawił swój punkt widzenia w sprawie uchodźców. - Chyba nikt, komu na sercu leży przyszłość ojczyzny i Bochni, kto zna historię Polski i historię świata nie był wolny od refleksji, co wiązać się może z przyjęciem tzw. „uchodźców”? Polska przez całe wieki broniła wschodniej granicy Europy przed najazdami tatarskimi i tureckimi. Broniła Europę przed zalewem Islamu. Dzisiaj olbrzymia fala obcych nam kulturowo i gotowych na wszystko w obronie swojej wiary muzułmanów wlewa się do Europy. Pod hasłami „solidarności społecznej”, pokazując nam ginących w Morzu Śródziemnym ludzi wywołuje się w nas zrozumiałe współczucie i chęć pomocy ludziom, którzy rzeczywiście przechodzą w Syrii przez piekło. Widzimy jednak w tych grupach nie przeważającą liczbę kobiet i dzieci, tylko tysiące młodych mężczyzn o trudnej lub wręcz niemożliwej do ustalenia tożsamości, którzy mogliby walczyć za wolność swojego kraju. Czy pomoc polegająca na osiedlaniu w Polsce kompletnie obcych nam kulturowo ludzi nie jest zagrożeniem dla naszych przekonań, tradycji i wiary? Czy taka pomoc za jakiś czas nie obróci się przeciwko nam? Niejako powszechnie obowiązująca „poprawność polityczna” każe nam być miłosiernymi i wspierać bliźnich – mamy jednak pomagać w narzucony nam sposób, wbrew obawom jakie żywimy i wbrew zamętowi jaki widzimy w krajach, gdzie duże i silne grupy muzułmanów już są - mówił Stefan Kolawiński.
Burmistrz zwrócił również uwagę na brak pomocy syryjskim uchodźcom przez najbardziej rozwinięte kraje, które są im bliskie kulturowo. - Dlaczego silne i bardzo bogate państwa arabskie: Arabia Saudyjska, Kuwejt, Zjednoczone Emiraty Arabskie z kapiącym od złota Dubajem czy Kuwejt i inne, nie biorą na siebie ciężaru przyjęcia „uchodźców” z Syrii? Przecież to ich bracia w wierze, którzy na ich oczach giną wzywając pomocy. Europejski kierunek tej migracji ze szczególnym naciskiem na najwyżej rozwinięte gospodarczo państwa, rodzi podstawy do obaw o ukryty jej cel – a może w tym wszystkim chodzi o pokojowe zajęcie i opanowanie nowych terenów bez potrzeby prowadzenia działań wojennych? Posłanie jakie w sobie niesie islam wręcz nakazuje nawracanie niewiernych i to metodami siłowymi, często przekraczającymi dopuszczalne granice naszego pojmowania. Przez wieki doświadczaliśmy wojen z wyznawcami Allaha, mamy za sobą prawie 200 lat rozbiorów. Nawet wtedy nie udało się najeźdźcom zrusyfikować, czy zgermanizować Polaków. Dlaczego dzisiaj po tych wszystkich doświadczeniach, mamy sami z własnej woli narażać się na agresywną politykę muzułmanów, których główny cel to nawracanie niewiernych i narzucanie własnych zwyczajów? - kontynuował dalej włodarz miasta.
Pełniący od 2010 roku swój urząd burmistrz zaznaczył ponadto, że zarówno Bochnia, jak i cała Polska nie jest przygotowana do przyjęcia uciekających ze swojego państwa osób. - Kraje Europy Zachodniej zapewne czują zobowiązania wobec uciekających z Syrii czy Iraku ludzi. Wiele z tych państw – nie tak dawno w końcu – na łupieżczym prawie kolonialnym, było tam okupantem wykorzystującym zarówno miejscową ludność jak i grabiącym bogactwa naturalne. My Polacy ginęliśmy wtedy na frontach całego Świata za wolność Waszą i Naszą. W naszej Ojczyźnie jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia dla Polaków. W samej tylko Bochni ponad 50 rodzin oczekuje na mieszkanie socjalne, a szereg osób ma problem ze znalezieniem pracy. Nasi rodacy zza wschodniej granicy od lat czekają na repatriację, czekają na to żeby Polska ich przyjęła. Nie jestem przeciwny pomocy dla „uchodźców”, mało tego jak każdy człowiek wychowany we wrażliwości chrześcijańskiej chcę im pomóc! Sprzeciwiam się jednak narzucaniu form tej pomocy, sprzeciwiam się realnemu zagrożeniu utracenia stabilizacji egzystencjalnej, uzyskanej kosztem wyrzeczeń i walk dziesiątków pokoleń. Pomagajmy Syryjczykom na drodze dyplomatycznej w próbach zażegnania konfliktu, pomagajmy im finansowo i rzeczowo, przekazujmy żywność, wspierajmy budowę ośrodków dla uchodźców – stwierdził Stefan Kolawiński.
Burmistrz zaznaczył również, że decyzje. które zostaną podjęte w sprawie uchodźców będą miały wpływ nie tylko na najbliższe lata. ale na dziesiątki lat. - Musimy myśleć o następnych pokoleniach, o tym jaką przyszłość mają przed sobą i jakie warunki jej kształtowania im określimy – podkreślił Kolawiński.
Następnie w dyskusji głos zabrał Ireneusz Sobas, historyk oraz przewodniczący osiedla Krzęczków – Łychów. Na początku pochwalił on wszystkich tych, którzy uczestniczyli w manifestacji na bocheńskim Rynku, która odbyła się kilka dni temu. - To, o czym mówimy często we własnych domach, zakładach pracy, głośno powiedziano na rynku. Za demonstrację, którą zorganizowali przede wszystkim młodzi ludzie należą się wielkie brawa. To była rzecz, która w tym mieście była potrzebna. Nie możemy ciągle udawać, że ten problem nas nie dotyczy, bo to jest gdzieś daleko, bo to jakieś Węgry. Nie, ten problem dotarł już do Polski. Co z tego, że w tym momencie uchodźców jeszcze nie ma, skoro oni mają się pokazać - według zapewnień rządu - po 1 stycznia 2016 r., czyli to jest kwestia kilku miesięcy – mówił Ireneusz Sobas. - Oczywiście temat uchodźców to sprawa tak wielowątkowa, że zabrakłoby dzisiejszego i jutrzejszego dnia, żeby o wszystkich rzeczach powiedzieć. Jesteśmy karmieni swego rodzaju spreparowaną papką. Burmistrz zaakcentował, że bierze się nas na współczucie. Wszystko jest robione po to, żeby szczególnie w nas, mieszkańcach Europy Środkowo-Wschodniej wzbudzić współczucie. Robią to ci, którzy są odpowiedzialni za to, co się dzieje w Syrii, co się działo w Libii, Egipcie. To nie my spowodowaliśmy wojny, które teraz są skutkiem tego, że ludzie uciekają. A my musimy ponosić tego skutki. Uważam, że na to musi być nasz bardzo ostry sprzeciw. Skoro rząd jest tak wspaniałomyślny dla tysięcy uchodźców, co jest wierzchołkiem góry lodowej i chce ich przyjąć, to niech pani Kopacz i inne odpowiedzialne osoby wezmą sprawy w swoje ręce, niech nie zrzucają tego na samorządy - kontynuował Sobas.
Zaznaczył on ponadto, że osoby zmierzające tysiącami do Europy to nie tylko Syryjczycy. - * W grupie uchodźców, która trafiła do Węgier, Austrii, Niemiec, jest bardzo dużo Pakistańczyków, Turków, Afgańczyków, Libijczyków. Nie wszędzie toczą się konflikty zbrojne, to jest wykorzystywanie. Nie chcę wysnuwać teorii spiskowych kto za tym stoi, czy ktoś tym steruje. Pewnie to wszystko nie jest takie ad hoc, ale nie mamy dowodów, więc o tym nie mówmy. Natomiast nie możemy mówić, że to wyłącznie biedni Syryjczycy. Konflikt syryjski trwa od dobrych kilku lat. Dlaczego nie zażegnano go na początku, dlaczego teraz musimy ponosić konsekwencje?* - pytał Ireneusz Sobas.
Ze zdaniem swoich przedmówców nie zgodził się miejski radny – Eugeniusz Konieczny, który jak się okazało był chyba jedyną osobą na sali obrad, która była za przyjęciem uchodźców do Bochni. - Nie wiem, skąd u nas bierze się taki dramatyzm w wypowiedziach. Przecież po pierwsze - nikt jeszcze decyzji nie podjął. Po drugie, jeszcze rząd nie określił, i tu jest wina władz państwa w lukach informacyjnych, co państwo planuje. To musi być cała polityka integracyjna, nie asymilowanie ich, bo nikt ich na wiarę chrześcijańską nie nawróci, tak jak odwrotnie może być. Czy my jesteśmy takiej słabej wiary, że boimy się jednego muzułmanina na ul. Białej, a drugiego w innym miejscu. To słaba by ta nasza wiara była. Czy obcy nam jest głos papieża Franciszka? Uważam, że nie. Czy Bochnię nie stać na trzy mieszkania we współudziale z parafiami? Dlaczego trzy? Bo są trzy parafie. Jak się zwrócono do całego świata, żeby każda parafia przyjęła jedną rodzinę - powiedział Eugeniusz Konieczny. - Ja jako człowiek nie mogę się wyrzec człowieczeństwa, żeby nie pomóc innym – dodał radny.
Punkt widzenia Eugeniusza Koniecznego nie przypadł do gustu kilku osobom na sali. Jedną z takich osób był Janusz Śliwa, przewodniczący osiedla Niepodległości. - Dwa tygodnie temu byłem w Austrii i widziałem tych "biednych" muzułmanów leżących w parku. Około tysiąca młodych, wypasionych, wyżartych, z mordami wrednymi takimi, że bałby się pan takiego człowieka na ulicy spotkać – zaznaczył przedstawiciel największego bocheńskiego osiedla.
Na słowa radnego Koniecznego zareagował również Ireneusz Sobas. - To nie jest straszenie, ale wyciąganie wniosków z lekcji, którą inni odrabiają. Jesteśmy w tym szczęśliwym położeniu, że Polska nie jest dla nich zbyt atrakcyjnym krajem, dlatego na razie do nas nie idą. Skoro administracyjnie chce się ich przyjąć to jest otwieranie furtki przed tym, żeby za tymi pierwszymi tysiącami, przyszli następni - powiedział dodając, że mamy moralny obowiązek, aby w pierwszej kolejności zabezpieczyć byt i przyciągnąć do kraju tych Polaków, którzy chcą wrócić do naszego kraju.
„Szpilkę” Eugeniuszowi Koniecznemu wbił również jeden z mieszkańców Bochni. - Na Ukrainie jest wojna. Tam Polacy z Mariupola chcą uciekać przed wojną, ale rząd polski nie ma pieniędzy, żeby ich przetransportować i zapewnić im mieszkania. A pan chce do nas sprowadzić ludzi, którzy mają inny język, obcą kulturę i obcą religię. Panu coś się poprzestawiało w głowie. Może przyjmie pan ich do swojego domu za własne pieniądze? – zasugerował mieszkaniec naszego miasta.
Swoim zdaniem z pozostałymi podzielił się też Marek Gruca. - Jesteśmy zawsze chętni i gotowi pomagać. Czynić miłosierdzie trzeba jednak ze zdrowym rozsądkiem – zaznaczył radny, który zwrócił ponadto uwagę, że jeśliby nawet Bochnia zdecydowała się przyjąć uchodźców musiałaby zapewnić im pracę i stworzyć odpowiednie warunki do ich zaaklimatyzowania w naszym kraju, co jest bardzo trudne. Marek Gruca stwierdził również, że jeśli znajdą się rodziny, które na własną odpowiedzialność będą chciały przyjąć pod swój dach uchodźców, mają jak najbardziej do tego pełne prawo. Odpowiedzialności takiej według radnego nie może ponosić jednak miasto Bochnia.
Ciekawym spostrzeżeniem podzielił się z obecnymi na sali obrad Stefan Kolawiński. - Z socjalu uchodźcy mogą wyżyć. Nic dziwnego. Stawka na jednego uchodźcę przemnożona przez ilość członków rodziny daje taką kwotę, jakiej my nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Nie wspominam już nawet o tych ubogich osobach, które często muszą żyć za 600 zł na miesiąc – zaznaczył burmistrz.
Przeciwna przyjęciu uchodźców jest również Marta Babicz, która obawia się o przyszłość młodszego pokolenia. Według radnej sprawa uchodźców to też „gra na chrześcijaństwie” - W tej chwili zaczyna się grać na naszym chrześcijaństwie. Dziwne, że nie bierze się naszych przekonań, kiedy podejmuje się ustawy, które są sprzeczne z naszymi chrześcijańskimi przekonaniami – zaznaczyła radna.
Radny Marek Bryg zaproponował natomiast, aby zamiast przyjmować uchodźców pochylić się nad sprawą Polaków, którzy chcą wrócić do Polski i im pomóc w tej kwestii - Zorganizujmy takie spotkanie jeszcze raz w sprawie naszych rodaków. Postarajmy się w tej kadencji ściągnąć chociaż dwie rodziny do Bochni. Naszych rodaków, którzy faktycznie cierpią, wystarczy porozmawiać ze Staszkiem Dęboszem i wiadomo wszystko, łza się w oku kręci – podał pomysł Marek Bryg.
Zbigniew Włosiński zaznaczył, że za sprawą napływu uchodźców do Europy stoją Niemcy. Jego zdanie podzielił Jan Balicki, przewodniczący Rady Miasta. – To jest oficjalne zaproszenie niemieckie. To była forma rozwiązania problemów ekonomicznych, związanych z tragiczną sytuacją demograficzną Niemiec – mówił Jan Balicki. - Część z tych ludzi naprawdę jest w potrzebie. Nie potrafimy ich rozróżnić. Być może zbyt szybko ulegamy stereotypom, przed którymi sami broniliśmy się jeszcze kilkanaście lat temu, kiedy byliśmy postrzegani jako złodzieje, cwaniaczki itd. W tym momencie trochę próbujemy w ten sam sposób zrobić. Nie jest sztuką pomagać, oddawać mieszkania, pracę, wtedy kiedy ma się dobrobyt, pustostany, brakuje rąk do pracy. My akurat takiej sytuacji nie mamy. Wydaje mi się, że gdybyśmy patrzyli tylko na to, co nam rząd wróci jak przyjmiemy kilka rodzin, ile da nam państwo, ile problemów na nas zrzuci, to w zasadzie niczym nie różnilibyśmy się od Niemców, tylko bylibyśmy wyrafinowani na mniejszą skalę - mówił dalej przewodniczący Rady.
Jan Balicki zaproponował ponadto organizację zbiórki z pomocą dla syryjskich rodzin. - Jeżeli chcemy pomóc to pomóżmy, ale pomóżmy im tam gdzie ich środowisko jest najbardziej naturalne, gdzie stosunkowo niewielkie pieniądze na nasze możliwości mogą im dużo pomóc. Pomóżmy im w taki sposób, który nam samym nie stworzy obaw, które na tej sali zostały wymienione. Myślę, że wiele jest miejscowości, gdzie zdanie będzie podobne: „boimy się, nie chcemy przesiedleńców”. Natomiast wydaje mi się, że możemy okazać solidarność z tymi ludźmi w sposób materialny. Na przykład zróbmy publiczną bocheńską zbiórkę dla tych, którzy potrzebują środków w miejscach, gdzie są obozy dla uchodźców, tam gdzie wojna im już nie grozi - zaproponował przewodniczący.
Całą dyskusję podsumował Stefan Kolawiński. - Obraz, jaki powstał w wyniku naszego spotkania i tej dyskusji, jest taki, że generalnie jesteśmy skłonni do pomocy, ale tam - u nich na miejscu. Bardzo podoba mi się pomysł poddany przez pana przewodniczącego. Żebyśmy tylko nie spalili tego dobrego pomysłu. I to jest mój apel. Jeżeli mamy zrobić to zróbmy to sensownie. Rozmawiajmy z rodzinami, sąsiadami, to jest poważna sprawa, żebyśmy nie zrobili z siebie pośmiewiska. Żebyśmy nie spalili świetnej inicjatywy pana przewodniczącego poprzez to, że się w to nie zaangażujemy. Obawa moja płynie stąd, że tak ważny problem jak uchodźcy, o którym dyskutuje się w domach, na ulicach, zgromadził nas w tak małej ilości osób. Mam obawy o skuteczność naszych działań, ale jednocześnie mam nadzieję, że jeśli włączymy się w to z dużym zaangażowaniem to myślę, że wymiar tej pomocy, składki, będzie na tyle okazały, że wstydu Bochni nie będzie – mówił burmistrz Bochni. - Przede wszystkim trzeba mieć na uwadze to co dzieje się tu i teraz. W naszym społeczeństwie mamy osoby, o które trzeba się troszczyć. Natomiast nie zapominajmy, że będąc w większości chrześcijanami, albo przynajmniej osobami wyrosłymi na gruncie wiary chrześcijańskiej, żeby kontynuować aspekty, które dziś podjęliśmy. Mówię o zaangażowaniu, współpracy, czy szeroko rozumianej solidarności. Przesłanie z jakim powinniśmy się rozstać to jest to, że powinniśmy w swoich środowiskach intensywnie pracować nad tym, żeby doprowadzić do sytuacji kiedy Rada Miasta, albo urząd, zainicjuje działalność w charakterze zbiórki. Myślę, że moglibyśmy prosić i nie spotkałoby się to z odmową pana przewodniczącego o to, żeby przewodniczył temu wszystkiemu, ponieważ jest to poddany przez niego pomysł. Więc Janku proszę cię, żebyś pilotował ten zamysł i mobilizował do tego, żeby twój pomysł uskutecznić - zakończył Stefan Kolawiński.
W spotkaniu uczestniczyło około trzydziestu osób. Oprócz przedstawicieli władz miasta wzięli w nim udział również niektórzy miejscy radni, członkowie zarządów osiedli oraz mieszkańcy Bochni.