Wyruszyli do Sanktuarium
Wczoraj około godziny 24 spod Bazyliki św. Mikołaja grupa ponad 200 osób wyruszyła do Sanktuarium w Pasierbcu. Pierwsza pielgrzymka miała miejsce 15 lat temu. W tym roku więc można mówić o pewnym jubileuszu. Tradycją jest, że pasierbieckie pielgrzymki odbywają sie nocą.
Wymarsz z Bochni ma miejsce zawsze późnym wieczorem, by pielgrzymi mogli uczestniczyć w uroczystej sumie o godzinie 11.00. Sama droga nie jest łatwa. Wiedzie przez Pogwizdów, Wole Nieszkowska i później przez górę Wichrarz. Około 5 nad ranem odbywa się odpoczynek w Trzcianie. Następnie pielgrzymi przechodzą przez Ujazd do Kamionnej, gdzie także jest odpoczynek. Trasa wiedzie poprzez Beskid Wyspowy, górę Kamionną (801 n.p.m.) by zakończyc się we wsi Pasierbiec przy Sanktuarium. Pielgrzymi muszą pokonać 40 km co zazwyczaj zajmuje około 10 godzin. Co roku pielgrzymka się rozrasta — od garstki ludzi na początku do ponad 200 w tym roku. Od początku pielgrzymki jej przewodnikami są Panowie Stanisław Dębusz oraz Ryszard Dźwigaj z Bochni.
Pasierbiec położony jest w Beskidzie Wyspowym, pomiędzy północnymi stokami Walowej Góry, a południowymi stokami Pasierbieckiej Góry (768 m n.p.m.) i Kamionnej (801 m n.p.m.). Wieś ma charakter górzysty, położona jest na stromych stokach, a zabudowania i pola uprawne sięgają pod sam wierzchołek Pasierbieckiej Góry. Z jej odkrytego wierzchołka rozciągają się rozlegle widoki. Panorama obejmuje w kierunku od zachodu na wschód takie szczyty Beskidu Wyspowego, jak: Grodzisko, Kostrzę, Ciecień, Ćwilin, Śnieżnica, Łopień, Mogielica, Cichoń, Ostra i Pasmo Łososińskie. Na najdalszym horyzoncie górują Tatry, pod nimi dostrzec można Gorce. Wznosi się ponad miejscowościami: Kamionna, Nowe Rybie, Rupniów i Pasierbiec. Od strony północnej sąsiaduje z Pogórzem Wiśnickim.
Historia Sanktuarium sięga XVIII w., kiedy to w Europie toczyły się wojny napoleońskie, a ludność polska cierpiała wskutek rozbiorów. Miało wówczas miejsce nadzwyczajne wydarzenie, które dało początek pasierbieckiemu Sanktuarium. Południowa część Polski, zwana Galicją, należała do zaboru austriackiego. I właśnie stąd, z pobliskiej Laskowej powołany został do cesarskiej armii dwudziestosiedmioletni Jan Matras. Wcielono go do obcego pułku i wysłano na front, gdzie toczyła się wojna między Austrią i Francją. W jednej z bitew w 1793 r. pod Rastatt, na terenie dzisiejszych Niemiec, nad Renem, Jan Matras został ciężko ranny. Współtowarzysze walki pozostawili go na pobojowisku, uznając za poległego, sami ratowali się ucieczką przed nadciągającą z dala, rozpędzoną konnicą francuską. Matras pomimo ciężkich obrażeń był przytomny i przekonany, że czeka go niechybna śmierć pod końskimi kopytami. Kirasjerzy galopowali wprost na niego. Zdjęty trwogą i grozą nadchodzącej śmierci, zaczął prosić Matkę Bożą o ratunek. Był gorącym czcicielem Najświętszej Panienki i ufał, że go obroni. Gorliwie szeptał słowa modlitwy powierzając Maryi cały swój strach i bezradność, ufnie i gorąco błagał o ocalenie. I oto zdarzył się cud. Matka Boża najwyraźniej wysłuchała kornej prośby rannego żołnierza i przyszła mu z pomocą. Miał on widzenie, że Maryja stoi przy nim i osłania go swoim płaszczem przed szarżującym wojskiem. Rozpędzone konie, galopując nad nim, nie wyrządziły mu żadnej krzywdy. Odczuł więc Matras bezpośrednio nadzwyczajną opiekę Matki Bożej i złożył ślub, że jeżeli tylko wyzdrowieje i szczęśliwie powróci do domu, wybuduje z wdzięczności ku czci Matki Bożej kapliczkę. Po tym cudownym ocaleniu jakiś litościwy napoleoński żołnierz pomógł rannemu zejść w bezpieczne miejsce, po czym powoli, odzyskawszy siły, dowlókł się Matras do kwatery swojego oddziału. Opowiedział kolegom całe zdarzenie i publicznie powtórzył ślub złożony swojej Wybawicielce na polu bitwy.Tak to z wiary i zaufania do Matki Bożej prostego, galicyjskiego chłopa Jana Matrasa, zrodził się cud ocalenia, który stał się początkiem pasierbieckiego Sanktuarium.